Wpisy archiwalne w kategorii

>100km

Dystans całkowity:3166.83 km (w terenie 898.00 km; 28.36%)
Czas w ruchu:142:50
Średnia prędkość:22.17 km/h
Maksymalna prędkość:60.88 km/h
Maks. tętno maksymalne:160 (84 %)
Maks. tętno średnie:125 (66 %)
Suma kalorii:3173 kcal
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:121.80 km i 5h 29m
Więcej statystyk

Pierwsze 100!

Sobota, 16 kwietnia 2016 · Komentarze(1)
Kategoria >100km
Kiedyś nie do pomyślenia, że w połowie kwietnia zrobię swoją pierwszą setkę! O losie niestety takie życie :) 
trasa: https://www.strava.com/activities/546965348

Razem z Anią i Jj wybraliśmy na sobotę szosy. Mimo, że jeszcze w piątek wieczór twierdziliśmy coś innego. Piękne słonko zapowiadało zacną pogodę. I tak ruszyliśmy w kierunku Zgierza mocno poharataną Szczecińską. Jechaliśmy pod wiatr. Jj jest w mocy więc prowadzi grupę. Kierunek Grotniki. Jednak na rozwidleniu dróg w Jastrzębiach Górnych skręcamy na Aleksandrów. Jeszcze na tym skrzyżowaniu spotykamy rodzinkę, która z Ozorkowa ciśnie do Pabianic. Cały czas pod wiatr! Wiało strasznie tym razem ja prowadziłem. Zmachałem się strasznie na podjeździe kierującym prosto do centru Alexa. Ciśniemy dalej na Kazimierz. Wieje nadal nic się nie zmienia. Zatrzymujemy się we Wrzącej i zastanawiamy się co dalej. Ja mam ochotę dużą na jazdę. Meteo niestety pokazuje, że od 15 ma się psuć pogoda. Postanawiamy, że ruszamy na Górkę Pabianicką. Na skrzyżowaniu w Prusinowiczkach łapiemy się na tyły peletonu szosowców, którzy nawet CZEŚĆ nie potrafią powiedzieć.  JJ łapie wiatr w żagle i daje koło jakiemuś typowi. Ania wystrzeliwuje również. Ja zanim się zorientowałem już nie mogłem ich dogonić. Pocisnęli trochę. Ja im machałem, żeby sobie trening zrobili ja ich dogonię. Najważniejsze żeby być w zasięgu wzroku. Ania zrobiła na mnie duże wrażenie. Dziewczyna ma moc. Już w pobliżu Górki peleton skręca na północ my jedziemy prosto do Pabianic. Strasznie się zmachałem ich goniąc. Noga niestety w tym roku nie podaje. Za mało było jazdy. Życie. Ale i tak jest fajnie :) W Pabianicach robimy popas. Trzeba nabrać energii na dalszą jazdę. Zaczyna się robić ciut zimno. Szybko kierujemy się do Łodzi na lody. Proponuję Łodziarnie na Okrągło na Sienkiewicza. Mają super wyśmienite lody. Do tego duże porcje. Polecam. Zjedliśmy, pewnej Pani wytłumaczyliśmy co to są SPD mocno się dziwiła co Ania ma na sobie :) Ruszamy dalej na Brzezińska do mojego biura gdzie przy okazji korzystamy z sanitariatów. Kierujemy się już z powrotem do domu. Na Strykowskiej Jj mówi lećmy do Okólnej. Ja nabieram ochoty na stówkę. Brakuje tylko 20km. Szybko dojeżdżamy na miejsce gdzie ja postanawiam dołożyć kilometry. Ania nie bardzo ma ochotę. Jj wiedziałem, że jezcze by pokręcił. Ale jednak nie decyduje się. Ruszam przed siebie z wiatrem kręci się pięknie. Cały czas na liczniku 45km/h. Extra odcinek. Wspaniale się jechało. Dojeżdżam do Michałówka skręcam na Klęk. Tutaj już wiatr prosto w twarz. Ciężko mi się jedzie. Jakość dojeżdżam do Zgierskiej w Zgierzu. Tutaj pan skurwiel z Volvo skutecznie mnie wkurwia bo inaczej tego nie mogę określić. Jeszcze tak blisko nikt nigdy mnie nie wymijał. Nie dowierzałem własnym oczom co ten typ robi. Normalnie prawie dotknął mojej nogi. Ty skur... żeby cię! Ale zaraz uśmiech na twarzy wraca gdyż pokazuje się 100 na moim liczniku. Zaczyna padać deszcz. Deszcz sukcesu oczywiście. Skręcam w łagiewnicką tutaj zawsze podjazd mnie masakruje. Potem Chełmska, Zgierska i już prawie w domu. Było intensywnie. Wspaniale :)

Częstochowa - Kraków

Poniedziałek, 1 września 2014 · Komentarze(2)
Kategoria >100km
Uczestnicy
Częstochowa - Kraków - szosą. 

Pomysł przejechania Jury Krakowsko-Częstochowskiej szosą wymyślił Marcin. Gdy tylko zakupił sobie szosę :) Stwierdziłem, że trzeba to zrobić. Teren mam przejechaną dwa razy, w październiku będzie trzeci raz to czemu nie asfaltem? Plan jest taki dojechać do Częstochowy. Potem rower a następnie powrót pociągiem.
Po ciężkim weekendzie kawalerskim trzeba było wstać o 5:30. Udała mi się ta sztuka. Spakowany byłem już poprzedniego dnia. Kanapki zrobione. Banany zakupione. Ciuchy gotowe. Czas spać. Wstaję 5:25 przed budzikiem. Jak to?! Pisze eskę do Marcina, żeby nie zamulał niech wstaje. Ruszam ale bardzo powoli. Jest stosunkowo chłodno jak na tą porę roku. 1 września czas do szkoły koniec wakacji. A ja sobie właśnie robię jedno dniowe wakacje. Od razu uśmiech pojawia się na mojej twarzy. Spokojnym tempem dojeżdżam na Miedzianą. Marcin jak zawsze wyluzowany zupełnie nie jest przygotowany do drogi. A mamy być w Zofijówce o 7. Krzychu pewnie już na nas czeka. Z Marcinem mamy problem wyjąć dwa siedzenia z samochodu. Wreszcie się udaje. Zdejmujemy przednie koła w rowerach. Ładnie się mieszczą w samochodzie. Spakowani ruszamy. Na mieście jeszcze stosunkowo mały ruch. Przebijamy się nową trasą Górna. Krzychu dzwoni gdzie jesteśmy. Będziemy u niego za 7min. Pogoda nie sprzyja. Niebo zachmurzone. Czasami lekka mżawka pada. Siedzimy już w samochodzie. 3 rower spakowany. Samochód duży można komfortowo jechać. Mnie oczywiście łapie senność w samochodzie. Normalnie jak dziecko. Chcesz żebym poszedł spać wsadź mnie do auta! Co za nudne ustrosjstwo!
Ruch na drodze robi się spory. Zaczyna lekko padać. W trasie robimy małe śniadaniko. Dobry termos to podstawa. Krzychu taki posiada. Kiedyś zakupię. Marcin jak zawsze wyluzowany nie zamierza tankować mimo, że komputer pokładowy nawet nie pokazuje ile zostało km do przejechania na rezerwie. W takim stanie wita nas Częstochowa. Postój na stacji, 1 i 2. Tankowanie. Szukamy galerii Jurajskiej (nie pamiętam nie chce mi się szukać nazwy). Trochę błądzimy. Zwiedzamy Częstochowę. W końcu odnajdujemy parking. Szybkie przebieranie. I w drogę. Tu zaczyna się koszmar. Infrastruktura rowerowa w Częstochowie jest tragiczna. Wyboje, dziury, wyboje dziury! Taka trasa wiedzie nas aż do skrzyżowania na Olsztyn. Głośno w tym mieście aż uszy bolą. Na szczęście szybko zostawiamy je za sobą. Teraz czeka nas droga rowerowa w lesie przy trasie na wspomniany Olsztyn. Nic szczególnego.
W Olsztynie wypłacamy pieniądze z bankomatu. Kupuję wodę i colę. Wyluzowany Marcin w ogóle nie wziął karty ze sobą. Pożycza kasę od brata. Krzychu jak to w pracy odbiera telefony i maila. Niestety szef tak ma. Ale nie przeszkadza ani nam ani jemu się dobrze bawić. Ruszamy. Zaczynają się podjazdy. Zaczyna się mgła. Tak gęsta, że w pewnym momencie nic nie widać. Zero widoków. Zero słońca. Tylko asfalt i my. Zrobił się iście TwinPeaksowy klimat. Zakładamy czym prędzej lampki bo na prawdę robi się nieciekawie.
Jedziemy na Janów i Złoty Potok. Przypominają mi się widoki z wypraw poprzednich. Fajnie jest tu wrócić. Szkoda tylko, że dookoła mgła i nic więcej :P W Mirowie zachęcam chłopaków do podjechania do zamku. Nie są zainteresowani. Zagadałem, że w sumie mamy dużo czasu to możemy zobaczyć. Ja widziałem, Krzychu też, Marcin nie. Nie namówiłem, później okaże się, że dobrze wyszło. Ale o tym... później.
Kierujemy się na południe. Mamy plan zjeść obiad w Ogrodzieńcu. To będzie połowa trasy. Jedziemy przez Kotowice, Włodowice. Wyjeżdżamy z lasów.
Mgły ustają ale nadal jest pochmurno. Marzy nam się pizza z Ogrodzieńca, którą za każdym razem kosztujemy jak go odwiedzamy. Niestety jest godzina przed 12 i pizzeria jest zamknięta. Pakujemy się do restauracji obok. Miłe miejsce. Panie kelnerki pozwalają nam nawet wprowadzić rowery do środka. Spokojnie mogliśmy zjeść obiad. Spędziliśmy tutaj godzinę. Ogrzewając się trochę, racząc pysznym jedzeniem oraz moją ukochaną kawą. Niestety trzeba jechać pociąg na nas nie będzie czekał. Ciężko jest ruszyć po takim postoju.
Kierujemy się na Pilicę. Przejeżdżamy przez piękne lasy jak zawsze otaczające nas na Jurze.W Pilicynic się nie dzieje. Wyjazd z Pilicy trochę uciążliwy. Tutaj błądzimy - ale potem już prosto jedziemy na Smoleń słynne ruiny zamku gdzie na pierwszej wyprawie złapała nas kozacka burza. Po Smoleniu nic się nie zmienia. Tylko asfalt i wiatr we włosach tzn. w kaski ;)
Schody zaczynają się w Wolbromie. Miasto małe ale za to zatłoczone. Przebić się przez nie jest ciężko. Robimy szybki przystanek na siku, które nas trzymało od parunastu kilometrów. Uff co za ulga :D
W końcu udaje nam się wyjechać i ruszamy przez piękne i malownicze wsie. Słonko co prawda jeszcze za chmurami ale co raz odważniej się pokazuje. Kolejno mijamy Chełm, Trzyciąż i Pod Tarnawą. To tu odbijamy na Pieskową Skałę.
Wow jak tu jest ślicznie! Cicho czas płynie swoim tempem. Malownicze domki zadbane, kolorowe! Coś pięknego aż chciałoby tu się osadzić na stałe. Słońce wychodzi! Zaczyna się prawdziwa jurajska pogoda :D Zaczyna się też lekka spina czasowa i małe rozkojarzenie. Zjazd do Pieskowej Skały bywa zdradliwy. Chłopaki przesadzają. Na zjeździe na wąskiej drodze wyprzedzają mnie. Dziwie się, że tak cisną. Nagle za domem robi się ostry zakręt. Chłopaki nie wyrabiają. Rowery wpadają im w poślizg. Na szczęście przed nimi ściana z gliny. Lekko w nią uderzają. Skończyło się na kupie śmiechu ale jakby tak samochód nagle wyskoczył było by inaczej.
Pod zamkiem zatrzymujemy się by zadzwonić do Marcina, który mieszka w Krakowie. Byliśmy umówieni w Skale. Niestety okazuje się, że zerwał łańcuch w swoim ostrym i nie dojedzie do nas. Mamy się spotkać w Krakowie a szkoda. Z pod zamku grzejemy ile fabryka dała by dojechać do Pstrąga do baru w Ojcowskim Parku. Niestety okazuje się zamknięty. W zasadzie wszystko jest zamknięte. Na szczęście nadal pogoda dopisuje. Jedzie się wspaniale. Marcin trochę odstaje. Z tego co pamiętam fotki robił :) Wracając do czasu.
Czas.
No właśnie goni nas. Okazuje się, że zostało nam bardzo mało czasu na dojazd do Krakowa. Zatrzymujemy się w miejscu nad strumykiem gdzie swego czasu mieszkaliśmy pod namiotem.W szybkim tempie zjadamy wszystko co mamy, pijemy co trzeba i w drogę. Marcin z Krk jeszcze coś mi tłumaczył przez telefon, że całego parku się nie przejedzie szosą. No cóż może i tak - nie zrozumiałem gdzie miało być odbicie ze szlaku. Jedziemy!
Zaczyna się podjazd i droga zbudowana z malutkiej kosteczki, nie równej powybijanej i dziurawej. Swoim tempem podjeżdżam, chłopaki również. Uff szybko się kończy ta kostka. Zaczyna się nie równy, brzydki dziurawy asfalt ale lepsze to niż ta kostka. Czas mija. Podjazd nadal trwa. Spina rośnie. Lecz nie długo się kończy. Zaczyna się droga nr. 94 do Krakowa. Droga, która idzie prosto w dół. Tu zaczyna się cała bajka związana z szosą. Średnia z jazdy na tym odcinku około 38km/h. Cały czas dolny chwyt i w dół. Banan na twarzy. Korek na drodze a my pędzimy poboczem. Nie do opisania jazda. To trzeba poczuć. W pewnym momencie musimy zwolnić bo jest wypadek i to bardzo poważny. Rowerem wiadomo szybko go omijamy. Już wiemy skąd ten korek. Potem dalej w dół do samego Krk. Już wiemy, że spokojnie zdążymy na pociąg. Nadrobiliśmy czas. Oczywiście jeszcze trzeba się przebić na dworzec główny co nie jest takie proste. Jakoś tam docieramy chociaż lekko nie było. Trochę zamotka była ale pełen sukces. Dojeżdża do nas Marcin. Udało mu się naprawić rower. Dawno kumpla nie widziałem. Dobrze było go znowu spotkać. Robimy zakupy na drogę. Piwka i jedzenie. Oj byliśmy głodni. Na peronie próbuję swoich sił z ostrym. Ależ się dziwnie na tym jeździ. Ruszyć nie mogłem :D
Podjeżdża pociąg. Żegnamy się z Marcinem. Wsiadamy do pociągu. Czas wracać.
Nasze PKP czasami jest tragiczne. Tym razem nas to spotkało. Pociąg syfiasty. Sorry my byliśmy brudni ale strach było siadać na tych siedzeniach. Obrzydlistwo. Poza tym 3h z Krk do CZ. ? Hello?!
Trochę się w pociągu pospaliśmy ale nie było lekko przy często wsiadających i wysiadających pasażerach.
Częstochowa wita nas małym deszczem. Ale zimno było pod czas jazdy do samochodu. Ale zmyślnie zaparkowaliśmy samochód nie daleko dworca. Spakowaliśmy rowery, wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy do domu. Ja jak zwykle w samochodzie się pospałem :)
To był dobry rowerowy dzień!

















Do Piotrkowa Trybunalskiego

Sobota, 30 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
Kategoria >100km
Uczestnicy
Ze smartA do Piotrkowa Trybunalskiego. Jechałem na szosie Romet Huragan 1.0 pożyczonej ze sklepu  rowerycykel.pl.
Niestety brak licznika w szosie więc czas na oko a dystans z mapy.
A zaczęło się tak. Pożyczyłem już w piątek szosę do Cykela. Wieczorem w piątek pierwszy wieczór wieczoru kawalerskiego. Tak dokładnie jak napisałem nie ma pomyłki. Musiałem na nim być. Nie ma opcji żeby mnie zabrakło ale  oszczędzam się na nim ;) Dlatego udaje mi się wstać o godzinie 10:00. Tel. do SmartA, że będę u niego o 12. Sam nie wierze, że mi się udało to zrobić. Na śniadanie pyszna grzybowa zrobiona przez N. Kawa. W drogę. Słońce świeci. Będzie dobra przejażdżka tak czuję. Romet ciut ciężki ale nie ma tragedii. Korzystam z okazji i jadę nową trasą Łdz Górna. Dojeżdżam do Rzgowskiej. Tnę trasą by skręcić na Zofijówkę. Jest pobocze więc jedzie się dosyć spokojnie mimo dużego ruchu samochodowego. W Zofijówce spotykam SmartA. Trasę zaplanował wcześniej więc wiemy jak jechać. Na początku lekkie tempo. Piękne wiejskie widoki. Słońce nadal świeci. Szykuje się impreza wiejska w ośrodku sportu Ptaka. Nie wiem co to za wieś ale rozmach ogromny. Mnóstwo autokarów, ochrona ruch jak w mieście a to środek niczego.
Po 10km nagle trasa kieruje nas na szuter. Szosy sprawują się dobrze. 1,5km szutru idzie im gładko. Wyjeżdżamy na asfalt w Górkach Dużych. Nareszcie asfalt. Od razu prędkość skacze. Docieramy do krajowej 12. Tutaj nadaje szybszego tempa. SmartA za mną. Ostatnie 20km pokonujemy bardzo szybko. SmartA pokonuje wszystkie możliwe rekordy na endomondo. Przekraczamy granice miasta. Piotrków Trybunalskie to miasto rodzinne SmartA. Opowiada mi gdzie i co robił za "malucha". Kierujemy się na starówkę, która okazuje się być śliczna. Zachwycam się tym miejscem. Taki Kraków w miniaturze. Wiele razy byłem w PT ale nigdy na starówce. Warto tam pojechać i zobaczyć. Okazuje się, że tutaj kręcili Jakuba Kłamce. Nawet na podwórku babci SmartA. Niesamowite! Nie mamy zbyt wiele czasu. Idziemy na smaczne piwo chociaż ja piwa mam dość i biorę sok pomarańczowy. Siedzimy sobie chillujemy. Przychodzą turystki. Godzina 14 a one mocno wręcz bardzo mocno zawiane. Jedna pani ma laskę przy sobie z dzwonkiem i koszykiem na browara. Oczywiście koszyk nie jest pusty. Chichrają się na całego. Gdzie my jesteśmy w Sandomierzu czy Piotrkowie? Pytają.

Postanawiamy iść coś zjeść. Szukamy cukierni. Nie możemy znaleźć. Wyjeżdżamy ze starówki. Gofry na horyzoncie. Szybki posiłek i do żabki na kawę. Idę po kawę. Wracam a tu jakiś rowerzysta starszy rozmawia z kolegą o rowerach. Rowerzysta odjeżdża. Pytam co Tarmac się spodobał? Okazało się, że to Huragan wzbudził sentyment. A te piękne czasy Rometa ;)

Kawka wypita czas w drogę. Mieliśmy wracać trasą jednak postanawiamy wrócić tą samą drogą co przyjechaliśmy. Po kawce szybkie tempo nie stanowi problemu. W połowie drogi zatrzymujemy się sprawdzić gdzie mamy skręcić bo nie pamiętamy. Urocza pani z wąsem nas zaczepia. Chwilę rozmowy i nas nie ma. Po 10km ukazuje się zjazd na północ. Dobrze się jedzie pogoda jest. Niestety z zachodu widać chmurki. Co raz większe co raz bardziej ciemne. Chyba w Łodzi pada. Kręcimy co raz szybciej. Ja jeszcze muszę dojechać na Radogoszcz. Zaczyna mocniej wiać. Jesteśmy już w Zofijówce. Kupuje wodę i colę. Robię Mixa. SmartA chce dokręcić do 100km. Nie przejechał tyle od 20 lat. Postanawia mnie odprowadzić do Łodzi.  Łapie nas ostra zawierucha i mocna ulewa. Chowamy się w jakimś opuszczonym domu. Dojeżdżamy do Rzgowskiej. Tu się rozstajemy. Przestaje padać. SmartA ukręcił 100km czego mu serdecznie gratuluje. Ja Włókniarzy lecę by zdążyć przed 18. Trzeba się zbierać na drugi wieczór wieczoru kawalerskiego. To był dobry rowerowy dzień. I dobry wieczór kawalerski ale o tym tu nie będę pisał ani nigdzie indziej :D  

http://www.bikemap.net/pl/route/2779618-szosa-do-piotrkowa-trybunalskiego/









Zapis od smartA

Ręczno wreszcie zaliczone.

Sobota, 5 lipca 2014 · Komentarze(2)
Kategoria >100km
Ręczno - kierunek, który mieliśmy już nie raz zaliczyć. Wreszcie się udało. Pobudka znośna bo o 7. O 8:10 jestem u Jj i pakujemy rowery. Chwila jeszcze sprawdzenie mapy by jak najkrótszą drogą dotrzeć do no właśnie. To też było pytanie czy Moszczenica, Piotrków czy Ręczno. Padło na Moszczenicę.
Chyba o 9:30 jesteśmy na miejscu. Zatrzymujemy się przy Biedronce. "Raczymy się" jakimś strasznym polskim hiphopem z głośników nawiedzonego pana z jeepa. Jj krzyczy jedźmy bo nie zniosę tego ścierwa. Nie dziwie mu się też ledwo to zniosłem. 
I tak żeśmy zapierdalali do Ręczna aż się kurzyło bo czas nas gonił. Jak dojechaliśmy do Ręczna baliśmy się, że idzie burza. Więc obraliśmy kierunek północ. I znowu zapierdalanie bo trzeba było zdąrzyć gdyż Jj niefortunnie umówił się, że będzie z powrotem o 18:30. Tak więc przy małym błądzeniu w dwóch miejscach wpakowaniu się w ostre kszaczory dojechaliśmy z powrotem do Moszczenicy. 
Ot taka wycieczka!

track: 









panoramki by JJ

Scott Scale & GT Zaskar Power

Sobota, 31 maja 2014 · Komentarze(3)
Kategoria >100km
To było przygotowanie do wyjazdu Łdz - Zakopane (ten wyjazd został jednak przełożony)
Ruszyliśmy wcześnie. Najpierw tylko pytanie próbujemy Łdz - Płock czy coś innego. Pada na coś innego. Ruszamy na Szadek. Dobre tempo trzyma się nas od samego początku. Na trasie do Szadku niebezpiecznie wyprzedza nas kilka samochodów. Gdzieś na trasie jest mijanka na światłach (coś remontują). Doganiamy idiotę, który wyprzedzał na trzeciego. Samochody, które nas wtedy mijały zjechały bardzo niebezpiecznie i bardzo blisko nas. Tłumacze mu że przez niego można zginąć. facet nie kuma i tłumaczy, że prawo jest  taka a takie blablabla. Nie daje człowiekowi dojść do słowa. Gość się denerwuje i pieni. Macha rękoma przed oczami zahacza o mój nos. Potem wypina się i wychodzi do mnie. Nie pękam odkładam rower. Okazuje się, ze facet jest ode mnie dwa razy większy i szerzy. Nie pękam i stoję i czekam na atak. Gość widzi, że nie pękam i daruje sobie. Chyba tez dlatego, że zobaczył moją posturę. Rusza do kierowcy za nim. Tamten łysy  z petem wyskakuje z auta. Dyskusja nadal trwa. Ja nadal faceta instruuje i pouczam, że prawo jedno a zabicie człowieka drugie. Facet nadal nie kuma. Nazywam go idiotą i odjeżdżam sprawa zakończona. 
W Szadku robimy pierwszy postój. Bułki z truskawkami. Pycha. Dalej kierunek Warta. Tu przed Wartą i zalewem skręcamy na Uniejów. (nie daleko Dzierząznej) Cały czas trzymamy dobre tempo. Psuje się trochę asfalt. Kiepsko się jedzie. Potem bardzo długi podjazd nawierzchnią zbudowaną z płyt. Nie lubię. Z Pęczniewa do Siędlątków. Tu wkraczamy na tamę. Kilka fotek i ruszamy do Uniejowa przez malownicze rejony Piekar i Spycimierza. Polecam się tam przejechać. Dawno nie widziałem tak pięknych okolic. Cisza spokój, bociany sokoły, dookoła bardzo zielono i malowniczo. Dojeżdżamy do Uniejowa na obiad.  Ciesze się  z tego powodu bo mam dość trochę jazdy a dokładniej mówiąc moja dupa. Jemy pyszne naleśniki ze szpinakiem w restauracji  przy kąpielisku. 45min przerwy dobrze nam robi. Ruszamy na Wartkowice drogą 469. Tutaj nuda cały czas asfalt i zmiany z Jj co 5km. szybko i intensywnie. w Wartkowicach krótka przerwa i pytanie jak jedziemy. Czujemy się na siłach i dajemy kierunek Łęczyca. trasą 703. Za moją prośba wjeżdżamy na drogę rowerową co jest dobrym pomysłem bo za chwilę spotykamy patrol Policji. Trasa do Łęczycy to cały czas zmiany i równe tempo.  nic specjalnego. W Łęczycy kupujemy wodę i zastanawiamy się co dalej. Postanawiamy uderzamy na Tum. W Tumie kolejna weryfikacja i dajemy dalej na Górę Św. Msłgorzaty.. Potem to już powrót przez Leśmierz do krajowej starej 1 i tam przez Zgierz do domu. Słońce tego dnia dobrze dawało przyjechaliśmy cali opaleni. 

Łdz -> Szadek -> Błaszki -> Warta -> Uniejów -> Wartkowice -> Łęczyca -> góra św. Małgorzaty -> Łdz

Panoramki by Jj



Szosa - na doczepkę.

Sobota, 10 maja 2014 · Komentarze(2)
Kategoria >100km
Uczestnicy
Pixonem wybrałem się na szosę. To była moja druga styczność z tworem zwanym szosą. Kapitalnym w dodatku. Przyznaję trochę jechałem jak pasożyt za Pixonem ale nie byłem w stanie dawać takich szybkich zmian. Wybacz Pixon. Zdecydowanie wolę kogoś gonić niż nadawać tempo. Jechałem na sprzęcie pożyczonym od Jj. Fajna maszyna. Co do warunków pogodowych. No cóż wiatru w plecy non stop nie było. Szkoda, że jak zwykle na sam koniec trafił się jeszcze wmordewind. Podjazd na Pomorskiej mnie wykończył. Odjazd Pixona był kapitalny tylko widziałem zmniejszający się punkcik. Dobrze, że na mnie poczekał ;) 
Dobra nie chce mi się więcej pisać. Szosa fajna jest i już. Sprawie sobie taką a co! 

Nasze rumaki widoczne na zdjęciu. Traskę można zobaczyć u Pixona. 



PS. Uzupełnić tego cholernego bikestatsa muszę. Remont kuchni rozwalił moją systematyczność :(

Tomka nie było bo mu żona zaczęła rodzić.

Sobota, 22 lutego 2014 · Komentarze(1)
Kategoria >100km
Zdjęć jeszcze nie mam ale będą. A było to tak, że ruszyliśmy jak zwykle z przejść. Plan Szadek, Łask itd. Niestety mój rower zaczyna wydawać dziwne dźwięki, które z minuty na minutę mnie denerwują. Okazuje się, że to tarcze lub napęd. Już nie mam sił. Postanawiam, że podjedziemy do profesjonalisty jakim jest Marcin z Cykela. Szybka piłka robi co może ale informuje mnie, że tarcze Ashimy są ładne i tylko ładne. Nic więcej. No nic. Coś tam podregulował i jakoś dało się jechać przez chwile niestety. Ruszyliśmy na południe aż do Portu Łódź. Tam zjechaliśmy na trasę techniczną. W pewnym momencie musieliśmy trochę przejechać autostradą dokładnie 30m. Tarcze co raz bardziej mnie doprowadzają do szału. Nie dość, że nie idzie jechać bo wiatr taki, że dupę urywa to ten hałas z tarcz grr!! Postanawiam znowu je wyregulować. Jakoś to daje ciszę na parę kilometrów. W pewnym momencie wyjeżdżamy z pól i jedziemy pięknym asfaltem wśród lasu. Mniej wieje. Szosowcy spacerują. Powiem tak: Szosa chujem śmierdzi. Kurwa nie wiem czemu ale szosowcy myślą, że cały świat do nich należy. Sorry nie mam nic do szosy nawet zamierzam sobie taką sprawić. Kapitalna sprawa. Ale nie będę jakimś zadufanym bucem, który nawet ręki nie podniesie z roweru. Witamy się z nimi a oni jakby nas nie było albo jakby kosmitów widzieli. Strasznie się zachowują. Zresztą to nie pierwszy raz. Na szczęście za jakiś czas jakiś kolo jechał na szosie i się przywitał. Dobra koniec tematu. Nie wszyscy szosowcy to chuje... ;) Wybaczcie szosowcy na prawdę lubię szosę sam kiedyś będę szosowcem. 
Dalej o wycieczce. Aha dojeżdżamy do Szadku. Chwila przerwy określamy jazdę palcem na mapie. Stwierdzamy, że trzeba obrać krótszy wariant gdyż ewidentnie zabraknie nam dnia. I tak na skos między Szadkiem a Łaskiem prowadzi nas strasznie dziurawy asfalt ale jakoś idzie jechać. Wiatr trochę zmienia kierunek i nawet lepiej się jedzie. Pilnujemy trasy, żeby nie błądzić. Nie udaje się niestety przed Pabianicami zboczyć z trasy. Jedziemy chwile przez Pabianice by dalej jechać już na północ. Kierujemy się na Kansas City. Znowu wieje. Prosta droga przed nami i już ciśniemy ile łyda zapoda. Fajna dobra, intensywna szybka wycieczka. Szkoda, że tak wiało. 
Zdjęcia soon.
Trasa wycieczki:
http://www.bikemap.net/pl/route/2447373-lodz-szadek-pabianice-lodz


Kierunek Łęczyca z Rowerowe Soboty

Sobota, 28 grudnia 2013 · Komentarze(2)
Kategoria >100km
To tak na szybko. RS startowali z Placu Wolności. Ja z JJ nie mieliśmy ochoty jechać na PW żeby potem ciąć do Aleksa. Umówiliśmy się na ośce i goniliśmy RS do Aleksandrowa. Po drodze spotkaliśmy WikiU, który zrezygnował z tempa, które narzucili RSowie. Dojechaliśmy do licznej grupy chyba z 15 osób. Z wiatrem do Łęczycy jechało się pięknie potem gorzej bo pod wiatr. Zimno na postojach. Czym prędzej chciałem wsiadać na rower. Dojechaliśmy do Łodzi. Szybka decyzja piwko w BikeBarze. Potem myjka i dom. Tyle!

[18+] Gdzie jest Druch Boruch...

Sobota, 23 listopada 2013 · Komentarze(2)
Kategoria >100km
Uczestnicy
nie ma drucha bo rucha... czyli Ania, Gosia noga w #$%^&*^&*%&$#@
Taki o to tytuł wstępu. Nie będę wdawał się w głębsze szczegóły. Było nas 5 bez płci pięknej. Nawet była osoba z fr.org - chwali się. Ciężko było wstać ale na szczęście temperatura 7 stopni to b. dobry wynik jak na tą porę roku. Jj się lekko spóźnił więc czym prędzej ruszyliśmy do umówionego miejsca. MCDonald ukazał nam się po 15 min błądzeniu po parku Zdrowie. Szybka kawka i kanapka z jajkiem. Chłopaki też coś zamówili. Strasznie wolno się zbieraliśmy ale jakoś udało nam się w końcu ogarnąć. Relaksującym tempem obraliśmy kierunek Ldzań. I tak od sklepu do sklepu ;) dojechaliśmy do Ldzania. Zatrzymaliśmy się na górce od kopalni piasku. Kolega z fr.org pojechał w stronę powrotną a my obraliśmy kierunek południowo-wchodni by dojechać do Łodzi od strony Wiączynia. Niestety z braku czasu i sił wjechaliśmy do Łodzi od strony południowej. Dobrze się stało, że skróciliśmy wycieczkę. Gdy tylko tabliczka Łódź się ukazała zaczęło padać. Jeszcze na chwile zatrzymaliśmy się w sklepie na spożycie energii i w drogę. Deszcz zamienił się w rzęsistą ulewę. Z JJ ruszyliśmy w swoją stronę Włókniarzy by cali zmoknięci dojechać do domu.
To tak w skrócie. Sorry za anemiczną relację ale jak teraz tego nie napiszę to nie wiem kiedy :)

Relacja i track from Xanagaz