Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2014

Dystans całkowity:1270.41 km (w terenie 335.00 km; 26.37%)
Czas w ruchu:55:48
Średnia prędkość:22.77 km/h
Maksymalna prędkość:48.30 km/h
Maks. tętno maksymalne:172 (91 %)
Maks. tętno średnie:111 (58 %)
Suma kalorii:3501 kcal
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:47.05 km i 2h 04m
Więcej statystyk

Do Piotrkowa Trybunalskiego

Sobota, 30 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
Kategoria >100km
Uczestnicy
Ze smartA do Piotrkowa Trybunalskiego. Jechałem na szosie Romet Huragan 1.0 pożyczonej ze sklepu  rowerycykel.pl.
Niestety brak licznika w szosie więc czas na oko a dystans z mapy.
A zaczęło się tak. Pożyczyłem już w piątek szosę do Cykela. Wieczorem w piątek pierwszy wieczór wieczoru kawalerskiego. Tak dokładnie jak napisałem nie ma pomyłki. Musiałem na nim być. Nie ma opcji żeby mnie zabrakło ale  oszczędzam się na nim ;) Dlatego udaje mi się wstać o godzinie 10:00. Tel. do SmartA, że będę u niego o 12. Sam nie wierze, że mi się udało to zrobić. Na śniadanie pyszna grzybowa zrobiona przez N. Kawa. W drogę. Słońce świeci. Będzie dobra przejażdżka tak czuję. Romet ciut ciężki ale nie ma tragedii. Korzystam z okazji i jadę nową trasą Łdz Górna. Dojeżdżam do Rzgowskiej. Tnę trasą by skręcić na Zofijówkę. Jest pobocze więc jedzie się dosyć spokojnie mimo dużego ruchu samochodowego. W Zofijówce spotykam SmartA. Trasę zaplanował wcześniej więc wiemy jak jechać. Na początku lekkie tempo. Piękne wiejskie widoki. Słońce nadal świeci. Szykuje się impreza wiejska w ośrodku sportu Ptaka. Nie wiem co to za wieś ale rozmach ogromny. Mnóstwo autokarów, ochrona ruch jak w mieście a to środek niczego.
Po 10km nagle trasa kieruje nas na szuter. Szosy sprawują się dobrze. 1,5km szutru idzie im gładko. Wyjeżdżamy na asfalt w Górkach Dużych. Nareszcie asfalt. Od razu prędkość skacze. Docieramy do krajowej 12. Tutaj nadaje szybszego tempa. SmartA za mną. Ostatnie 20km pokonujemy bardzo szybko. SmartA pokonuje wszystkie możliwe rekordy na endomondo. Przekraczamy granice miasta. Piotrków Trybunalskie to miasto rodzinne SmartA. Opowiada mi gdzie i co robił za "malucha". Kierujemy się na starówkę, która okazuje się być śliczna. Zachwycam się tym miejscem. Taki Kraków w miniaturze. Wiele razy byłem w PT ale nigdy na starówce. Warto tam pojechać i zobaczyć. Okazuje się, że tutaj kręcili Jakuba Kłamce. Nawet na podwórku babci SmartA. Niesamowite! Nie mamy zbyt wiele czasu. Idziemy na smaczne piwo chociaż ja piwa mam dość i biorę sok pomarańczowy. Siedzimy sobie chillujemy. Przychodzą turystki. Godzina 14 a one mocno wręcz bardzo mocno zawiane. Jedna pani ma laskę przy sobie z dzwonkiem i koszykiem na browara. Oczywiście koszyk nie jest pusty. Chichrają się na całego. Gdzie my jesteśmy w Sandomierzu czy Piotrkowie? Pytają.

Postanawiamy iść coś zjeść. Szukamy cukierni. Nie możemy znaleźć. Wyjeżdżamy ze starówki. Gofry na horyzoncie. Szybki posiłek i do żabki na kawę. Idę po kawę. Wracam a tu jakiś rowerzysta starszy rozmawia z kolegą o rowerach. Rowerzysta odjeżdża. Pytam co Tarmac się spodobał? Okazało się, że to Huragan wzbudził sentyment. A te piękne czasy Rometa ;)

Kawka wypita czas w drogę. Mieliśmy wracać trasą jednak postanawiamy wrócić tą samą drogą co przyjechaliśmy. Po kawce szybkie tempo nie stanowi problemu. W połowie drogi zatrzymujemy się sprawdzić gdzie mamy skręcić bo nie pamiętamy. Urocza pani z wąsem nas zaczepia. Chwilę rozmowy i nas nie ma. Po 10km ukazuje się zjazd na północ. Dobrze się jedzie pogoda jest. Niestety z zachodu widać chmurki. Co raz większe co raz bardziej ciemne. Chyba w Łodzi pada. Kręcimy co raz szybciej. Ja jeszcze muszę dojechać na Radogoszcz. Zaczyna mocniej wiać. Jesteśmy już w Zofijówce. Kupuje wodę i colę. Robię Mixa. SmartA chce dokręcić do 100km. Nie przejechał tyle od 20 lat. Postanawia mnie odprowadzić do Łodzi.  Łapie nas ostra zawierucha i mocna ulewa. Chowamy się w jakimś opuszczonym domu. Dojeżdżamy do Rzgowskiej. Tu się rozstajemy. Przestaje padać. SmartA ukręcił 100km czego mu serdecznie gratuluje. Ja Włókniarzy lecę by zdążyć przed 18. Trzeba się zbierać na drugi wieczór wieczoru kawalerskiego. To był dobry rowerowy dzień. I dobry wieczór kawalerski ale o tym tu nie będę pisał ani nigdzie indziej :D  

http://www.bikemap.net/pl/route/2779618-szosa-do-piotrkowa-trybunalskiego/









Zapis od smartA

Bike&work #125 + w pogoni za szosą

Czwartek, 28 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
Najpierw do pracy. Słoneczny piękny poranek. Wychodzę z pracy zaczyna lekko kropić a niebo wygląda jak przed huraganem. Na szczęście nic z tego huraganu nie wychodzi. Kręcę na Teofilów odebrać Natalii samochód. (tu mam na liczniku 17km - dziwne myślałem, że będę miał więcej). Powrót samochodem.  W domu szybko coś jem, chwila sprawdzam gdzie by tu pokręcić. W między czasie ustawiam się z Marcinem pod nową siedzibą s3artu - Brzesińska. Na stacji Radagast dzwoni Marcin i mówi, że się spóźni bo odczytał smsa jako "pod naszą siedzibą s3art" - Wólczańska. Trochę różnica. Zwalniam tempo. Dojeżdżam na miejsce. Mam chwilę na regulację tylnego hamulca. Po 15min dojeżdża Marcin. Ruszamy w kierunku Nowosolnej. Cóż powiedzieć szosa to rakieta. Przy moim przełożeniu 42x16 przełożenie 55x (coś tam) i szyteczki robią swoje. Marcin odjeżdża mi jak chce. Krzyczę żeby się tak nie rozkręcał. W Nowosolnej skręcamy na Mileszki. Tutaj asfalt robi się o wiele gorszy. Następnie przecinamy Rokicińska by wjechać w OT11W. Tutaj nie wjeżdżamy na drogę rowerową tylko tniemy asfaltem. Super się jechało. Dobre tempo. Aż krzyczałem do Marcina, że może podkręcić tak za kimś to można jechać. Mieliśmy takie tempo, że prowadzić bym nie mógł. Kadencja była by kosmiczna a i tak już kręciłem jakbym miał na najlżejszym ustawione. Dalej Tomaszewską Kolumny by wjechać na Rzgowską i nową trasę Łdz Górna. Pusto przyjemnie, dużo rolkarzy, rowerzystów i biegaczy. Pod koniec trasy doczepia się do nas jakiś szosowiec. Myślałem, że nas wyprzedzi. uczepił się mojego koła. Okazał się cieki strasznie przy podjeździe pod wiaduktem nawet nie trzymał koła. Tutaj z Marcinem rozstajemy się. On w Politechniki ja uderzam drogą rowerową wzdłuż Włókniarzy. W połowie trasy uczepiam się koła jakiegoś cwaniaka (wyjaśnię później). 29 koła slicki, 3x9. Nawet kręci ale w pewnym momencie nudzi mi się to i go wyprzedzam. Trzyma mi się na kole ale na krótko. Podjazd weryfikuje wszystko. I tak na wysokości elektrociepłowni gościa już nie ma. Niestety okazuje się być idiotą i cwaniakiem. Zatrzymuje się przy Orlenie na światłach. Zmieniło się światło na czerwone. Koleżka nawet nie zwolnił i przejeżdża jak gdyby nigdy nic na czerwonym. Ja grzecznie stałem. Już nie raz tego typa widziałem jak przejeżdża w tym miejscu na czerwonym. Rozumiem jakby to była jakaś niszowa droga. Ale to Włókniarzy zapierdalają tutaj jak głupi. Ehh facet nie ma wyobraźni kompletnie. Nie było mi dane go dogonić, kiedyś mu powiem co o tym myślę. Nie twierdzę, że sam nigdy nie przejechałem na czerwonym ale to zazwyczaj jest w miejscu gdzie faktycznie można ciut prawo nagiąć.
No ale wracają do meritum sprawy czyli rowerowego dnia - to był dobry rowerowy dzień :) 

@edit: Najsmutniejsze niestety jest w tym wszystkim to, że świat szaleje :(

http://niezalezna.pl/58799-rosja-wtargnela-na-ukraine-inwazja-i-niewypowiedziana-wojna



@nowa siedziba s3art


SSP! Jest moc!

SSP!




Bike&work #124

Środa, 27 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
Standard. Powrót przez Cykela. Szkoda tylko, że nad Rado wielka czarna chmura była. Rozpadało się strasznie. Przeczekałem w sklepie aż apogeum przejdzie. Niestety zrobiło się zimno i powrót nie był przyjemny. 

Bike&work #123

Wtorek, 26 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
Najpierw do pracy. Dziś cały dzień praktycznie lało. Na szczęście około 17 przestało. Podjechałem do Cykela. Następnie ruszyłem w kierunku domu by skręcić w Inflancką na Łagiewniki. Potem Wycieczkową do Zgierza. Kałuże wszędzie. Asfalt nie równy. Ciężko je omijać przy dużym ruchu. Jadę dalej Szczecińską na Rado Zach. by dalej dojechać na Wsch. do rodziców. I tyle.

Tour de Łódź

Sobota, 23 sierpnia 2014 · Komentarze(1)
Kategoria >200km
Słynne Tour de Łódź w końcu zaliczone. Ruszyliśmy w 11 osób. 10 chłopa i 1 dziewczyna. Skończyliśmy. 8 chłopa i 1 dziewczyna. Było mega.

A zaczęło się od godziny 6:20. Straszna pobudka. Nawet do pracy tak nie wstaję. Szybka kawa, śniadanie. Spakowałem się poprzedniego wieczoru więc byłem szybko gotowy na jazdę. Miałem tylko kłopot z decyzją brać kurtkę przeciwdeszczową czy nie?
W końcu nie wziąłem. I dobrze zrobiłem. Po co wozić nie potrzebny balast. Za oknem wypogadzało się.
Spokojnym tempem dojechałem na miejsce spotkania czyli na przystanek autobusowy róg Wycieczkowej a Warszawskiej. Jedna osoba już czekała (Adam - przyjechał na swoim nowym Krosie B6 29er). Po chwili przybywali następni. Korzystając, że czekamy na kolejnych śmiałków nasmarowałem łańcuch i go wyczyściłem.
Około godziny 7:15 było nas tak jak wspomniałem 11 osób. Nieśmiało wyruszyliśmy na szlak w kierunku północnym - czyli kierunek przeciwny do wskazówek zegara. Niestety dla mnie jedna kawa to za mało i jak widać na załączonym obrazku z bohaterami dzisiejszej wyprawy moja mina mówi sama za siebie. Chce jeszcze jednej kawy. Nie dane mi będzie się jej napić.
Z kilometra na kilometr powoli się budziłem. Nawet zamieniłem parę zdań z kilkoma osobami. Początki zawsze trudne.
Dziwne myśli mnie nachodziły, czy dam radę. Przecież jeszcze tyle zostało. K A W Y please!
Tempo przez pierwsze 20km bardzo słabe. Chyba, każdy się dopiero rozgrzewał i nie chciał zbyt mocno ruszyć na starcie. W końcu mieliśmy do przejechania 200km w terenie.....
Do Grotnik w zasadzie nic ciekawego się nie działo. Tempo się zwiększyło i temperatura też się zwiększyła. Za Lucimierzem a w zasadzie już w Grotnikach Witek łapie gumę. Niestety był zmuszony założyć cienkie 1.5 opony. Poprzedniego dnia rozerwał oponę - chyba przez te kolce co jakiś debil rozrzuca. Zrobiliśmy sobie chwilę przerwy. Ania poczęstowała nas galaretkami tzw. Turkish Delajt. Wróciła z urlopu zachwycona i pełna smakołyków ;) Turkish Delajt nie zachwyciło mnie. Zresztą jadłem nie raz. Nigdy za tym nie przepadałem. Zawsze to trochę kalorii i energii do jazdy. Oczywiście wszystko zostało z fotografowane przez kolegę Zbigniewa zwanego Xzibi.
Po serwisie ruszyliśmy dalej.
O godzinie hmmm 11? Dojechaliśmy do Aleksa. Tak to była 11. Miałem ochotę na lody. Zakupiłem rożka jak zawsze do tego Kubusia i Colkę by rozcieńczyć wodą (ten patent zapożyczyłem od Pixona - to naprawdę działa). Wszyscy się obkupili. Zrobiliśmy jeszcze pamiątkową fotkę na tle fontanny w Aleksie.
Ruszyliśmy dalej. Na odcinku od Aleksa prowadziłem ja. Dobrze się jechało - chociaż trochę zaczynało wiać. Znam te rejony bardzo dobrze. Czasami jeżdżę tędy do rodziców na działkę. Wjeżdżamy w las, w którym spędziłem dzieciństwo. Tyle co ja tam kilometrów nabiłem przez wakacje. Szkoda, że człowiek nie miał wtedy licznika. W lesie mamy mały problem. Jurek (chyba najstarszy w gronie) ma problem z amorkiem - Reba. Strasznie go wybija. Próba serwisowa okazuje się fiaskiem. Wręcz katastrofą. Amor zupełnie stracił powietrze i akurat nikt nie wziął pompki do amora :/. Tak to bywa jak próbuje się napompować amorka zwykłą pompką do roweru. W Babicach rozstajemy się na chwilę z trzema osobami. Jadą znaleźć jakiś serwis by choć trochę pod pompować amora. By jedziemy dalej. W Kazimierzu rozstajemy się z Arkiem, który tutaj ma działkę i nie planował dalej jechać.
Zaczynają się ostre piaski. Witek bardzo wolno je pokonuje dlatego też co jakiś dłuższy odcinek zatrzymujemy się i na niego czekamy. Przy takim jednym postoju postanawiamy coś podjeść. Każdy już trochę energii stracił. W tym czasie w Janowicach jeśli dobrze pamiętam, doganiają nas już tylko dwie osoby, które pojechały szukać serwisu.
Przed Kolumną robimy dłuższą przerwę w lesie kulturalnie w przygotowanym na to miejscu. Czyli ławeczki stoliczek i piękno natury. Każdy wyciąga bankbattery co by doładować telefony. Do czego to doszło. Ja po prostu nie włączam endo żeby bateria starczyła na dłużej. Ciężkie to w sumie też jest. Nie wiem czy by mi się chciało to wozić. Mimo wszystko sprawnie to działa.
Huh jeszcze 100km zostało. Może trochę mniej. A tu Witek łapie kolejną gumę. Efektownie gdyż było słychać jedno wielkie bum pssssyyy.... kolejna przerwa a czas leci... Witek czwany lis szybko załatwił co trzeba.
Za Kolumną robi się trochę lżej. Więcej asfaltów. Chociaż wiatr zrobił się o wiele mocniejszy. Dojeżdżamy do Pabianic. Jeszcze nigdy tak szczegółowo nie zwiedzałem tego miasta. Całkiem miłe się wydaje. Nie znałem zupełnie. Tereny do jazdy rowerowej posiada całkiem dobre. W jednym miejscu zabłądziliśmy ale szybko naprawiamy błąd. Robimy się głodni. Przejeżdżając koło Sereczyna aż chciało by się zatrzymać zjeść coś dobrego i napić zimnego piwka. Mmm a tu trzeba jechać dalej. Do Tuszyna trafiamy tą samą drogą co 3tyg. jechałem sam i zdychałem jak głupi. Oj przypomniał mi się tamten dzień. Przejechane miałem 100 a czułem się jak po 400km. W Tuszynie robimy kolejny popas. Tu już musiałem wszystko kupić bo plecak zrobił się pusty. Asfaltem to się pędzi. W porównaniu do terenu to teraz jazda to pikuś. Wszyscy pędzili. Z licznika nie schodziło 28-30km/h. Tak w grupie to łatwo utrzymać takie prędkości.
Zaczynam odczuwać skutki siedzenia przez cały dzień na siodełku. Mój pampers już zupełnie się do niczego nie nadaje. Obciera mnie max... Sprawdzałem na dwóch siodełkach i jest to samo. Niestety muszę zmienić. Chwila higieny w lesie i można jechać dalej. Alantan maść bogów :D
Po tylu kilometrach mamy moc w nogach. Pędzimy jak szaleni. Nie wiem czy to dlatego, że co raz bliżej domu, że godzina 19 już się zbliża? Dobrze się jedzie to czemu nie?!
W Wiączynie przypominam sobie o podjeździe na radarach. Moja wyobraźnia zagrała nie potrzebnie gdyż w rzeczywistości można powiedzieć pokonałem je na "miętko". Tutaj Anie łapie kryzys. Już tak nie pędzie ale trzyma się dzielnie. Adam jej pomaga. Ja czuje moc w nogach. Już nie długo koniec. 180km przejechane a noga jak nówka sztuka. Dojeżdżamy do Strykowskiej a tu ruch bardzo duży. Nie można się przebić. W końcu robimy to można powiedzieć na "chama" inaczej się nie dało. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Na prowadzeniu ja, Xzibi i Witek. Zaczynamy się ścigać do Wycieczkowej/Warszawskiej. Witek mówi, że za wcześnie ruszyliśmy. Odpada. Jadę za Xzibim. Na liczniku 42km/h. Mam moc przed samą Warszawską wyprzedam Xzibiego tylko nie wiem czy specjalnie odpuścił czy faktycznie tak jak mówił, zabrakło mu już sił. Po chwili dojeżdżają wszyscy. Każdy już świeżynka. Nikt nie jest zmęczony. Cieszymy się jak dzieci, że to zrobiliśmy. Gratulujemy sobie nawzajem. Godzina 20. Czas jechać do domu. Nie możemy się rozstać. Minął jeden dzień a czujemy się jak po 2tyg. wyprawie rowerowej. Fajnie było przejechać ten szlak. Po chwili rozstajemy się. Pędzę do domu gdyż piwa mi się chce i koniecznie showera. To był dobry rowerowy dzień. Oj dobry.

Link do Eventu - tutaj też są fotki od innych uczestników. 

PS. liczba km terenu na oko. Nie wiem ile jest dokładnie.


@uczestnicy - zdjęcia by Xzibi.









track mniej więcej tak to wygląda: 

http://www.gpsies.com/map.do?fileId=jnobwdpurcqebf...

Bike&work #121 + Natolin

Piątek, 22 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
Do pracy. Potem jazda do Natolina do siostry. Przyjemny dzień. Dobrze noga podawała. Droga rowerowa na Widzew znośna. Jednak gdy skręcam na Mileszki czuje ulgę, że z niej zjeżdżam.  Na Pomorskiej blokada drogi przez mieszkańców. Pikietowali w sprawie budowy obwodnicy Nowosolnej. Kocham rower za to, że wszędzie się nim przejedzie. A korek się zrobił nie zły z jednej i drugiej strony. 
U siostry szybka obiadokolacja i wracam do domu. 
Jutro TdŁ.




Łagiewniki - po prostu.

Czwartek, 21 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
To było przyjemne jeżdżenie. Kręciłem się po Łagiewnikach zobaczyć stare "śmiecie". Pojeździć po rundach Famili Cupa. I tak czerwony zaliczony, niebieski w jedną i drugą stronę też. Około 19 zrobiło się chłodno. Postanawiam ruszyć niebieskim w kierunku Arturówka. Niestety ciepło mi się nie zrobiło poza tym w połowie trasy złapała mnie mega utrata energii. Może dlatego, że nie zjadłem porządnego obiadu i nie wziąłem ze sobą nic do żarcia oprócz banana, którego wcześniej zjadłem. Miałem plan jechać na śmieciówę ale sobie darowałem bo nie dałbym rady dojechać. Wyjechałem z lasu przy stacji Radogoszcz Wschód. Myjka roweru i do domu najeść się do syta. Ależ byłem głodny. Dużo musiałem nadrobić.