Kocham Cię! Takim optymistycznym akcentem Norbert ucieszył się, że w sobotę pokręcimy w lesie łagiewnickim :) Mocno się zdziwiłem gdy w messengarze dostałem taką wiadomość. Fajnie zrobić komuś przyjemność :D
W sobotę mróz dawał znać o sobie. Spotkaliśmy się na kaloryferze o 10:30. Ruszyliśmy na niebieski szlak. Nie minęło 5min a moje kciuki zamarzły. Miałem ochotę zawrócić do domu i wziąć książkę do ręki. Zatrzymaliśmy się na chwilę. Ogrzałem sobie ręce moim termosem z gorącą herbatą. Ruszyliśmy dalej na kapliczki gdzie spora grupa nas wyprzedziła. W zasadzie daliśmy się wyprzedzić nie zasuwali mocno. Chwyciłem temat i krzyknąłem do JJ i Norberta żebyśmy z nimi pokręcili. Tak też zrobiliśmy. Po krótkiej jeździe skręciliśmy na Parowy. W tych okolicach Jj dawał czadu wyraźnie miał ochotę dziś nas zmęczyć :) Ja smarkałem pod górkę co nie jest dobrym pomysłem. Jak już strzelasz z nosa rób to jak jedziesz z górki! Norbert natomiast złapał małą zadyszkę i zaparowały mu okulary - nareszcie komuś a nie mnie. Zaczęliśmy już powoli marznąć. Szczególnie mi (jak zwykle zresztą) nogi i palce u nóg mówiły weźcie nas do ciepełka. Szybko ruszyliśmy na kaloryfer. Jeszcze chwila rozmowy i ruszyliśmy do domów.
I tak dziś jechałem do pracy. Jak wsiadłem na rower od razu poczułem, że coś jest nie tak. Hmm dokręcę stery lub przez wczorajszy deszcz rower dostał po du... Jednak po chwili okazało się, że złapałem kapcia. No prawie. Dało się jechać. Dojechałem do ST1 a tam brak kompresora. Ok biorę pompkę. Słyszę sss oho będzie jazda. Przy stacji Radagast kolejne pompowanie. Dojechałem do firmy na kompletnym flaku. Powrót do domu będzie firmowym samochodem. Nie to że nie mam zapasu. Ale po prostu muszę coś dziś przewieść.
Czasem tak mam, że mi się nie chce. Czasem tak mam, że chciałbym czegoś innego ale te dwa kółka mnie wciągają. I gdzieś tam chodzą koło głowy. Słyszę wyjdź wyjdź. Wystarczy chwila. Godzina. Nie potrzeba napinki tylko po prostu PORKĘĆ! Tak też zrobiłem. Z ciężkim bólem ubrałem się i wyszedłem. (też tak macie, że to ubieranie Was męczy?) Po paru obrotach korby wiedziałem już, że właśnie tego mi było potrzeba. Jak zawsze miałem pomysł na start. A potem? Potem się zobaczy. Gdzieś kółka mnie poniosą. Zrobiłem traskę zaczynając od Parku Julianowskiego. Po czym zachciało mi się Łagiewnik. Skierowałem się do Warszawskiej. A pomysł przed wyjściem był jeden zaliczyć asfalt lekko bez potu na twarzy. Zero terenu rower umyty. Szkoda już go brudzić zaraz i tak go powieszę i tak do wiosny. Mieszczuch spełni swoją zimową rolę. Gdzieś tam jednak zaświtało. Może jednak na niebieski skoczę? To przecież chwila moment. Długi kręty zjazd i do domu. I tak zrobiłem. Przejechałem się moim ulubionym szlakiem. Bez napinki. Wolno kręcąc korbą. Tak dla przyjemności. Licznik już ześwirował od roku mi pokazuje low battery. Teraz już jest max low i głupieje. Nie patrząc na niego kręciłem dalej. Gdzieś w połowie zatrzymałem się by zrobić fotki. Ależ tam było pięknie. Wsiadłem na rower i pojechałem dalej. Dojechałem do Okólnej gdzie spotkałem 3 napinaczy. Spokojnym tempem wyprzedziłem ich jadąc pod górę. Serio było na prawdę lajtowo. Zjeżdżając wyprzedził mnie jeden z nich a ja usiadłem mu na kole. Nie odpuściłem dopóki nie skręcił na kapliczki a ja pojechałem prosto do domu. No prawie zahaczyłem o rodzinny dom zjeść pyszny obiad.
DOSKOK - czyli Dziesiąta-Orlen-Sokolniki-Kawa-Orlen-Koniec
Sobota jak zawsze powinna być rowerowa. Niestety za dużo czasu nie miałem gdyż goście wpadali wieczorem. Trzeba było ogarnąć chatę. Poza tym pogoda już nie tak mocno zachęcająca. Ale zawsze można pokręcić. Dlatego też nie wybrałem opcji jazdy na torze XC w Koluszkach a pokusiłem się na kawkę do Sokolnik. Kawy i roweru nie odmawiam ;)
I tak ledwo bo ledwo wyszedłem z domu i ruszyłem na Orlen. Oj ciężkie były pierwsze kilometry. Po prostu mi się nie chciało. Gdzieś z tyłu głowy miałem myśli trzeba było zostać w domu fajna książka na Ciebie czeka! Ale dzień bez roweru to dzień stracony. Na Orlenie czekał już Adam i Grzegorz. Po chwili przyjechał Andy i Janek. Na końcu Witek. Nie zastanawiając się dłużej ani nie marznąć ruszyliśmy na Sokolniki. Tempo było bardzo wolne. Ja z Adamem na przodzie. Reszta ekipy powolnie się rozkręcała. Pojechaliśmy przez Smardzew, Glinnik Szczawin, Białą aż do Sokolnik. Tutaj usiedliśmy w przytulnej "chaupce". I tak poraczyliśmy się pysznym grzańcem, naleśnikami i kawą. Godzina odpoczynku i ruszyliśmy z powrotem. Po takich rarytasach noga bardzo dobrze podawała. Mocno się rozkręciłem. Poza tym do Sokolnik mocno zmarzłem więc nie chciałem tego powtórzyć. A druga sprawa to po prostu mi się spieszyło. I tak w Siedlisku na podjeździe Janek stwierdził, że daliśmy czadu. To fakt. Chociaż Grzesiu jak wystartował na podjeździe przy wiatrakach na Siedlisku nie było siły go dogonić. Wiatr też robił swoje. Z Siedliska ruszyliśmy na Smardzew gdzie ja Adam i Grzechu ruszyliśmy na lotny finisz w Nowych Łagiewnikach :) Na końcu przy ostatnim podjeździe wyprzedziłem Grzecha i dojechałem jako pierwszy. Poczekaliśmy jeszcze na chłopaków i ruszyliśmy do skrzyżowania przy stadninie żeby się pożegnać. I tak ja Adam, Grzechu i Janek pojechaliśmy na Rado. Andy z Witkiem na Wycieczkową. I tak zakończyła się nasza wycieczka.
Na Wólczańską przeprowadzić ostateczną przeprowadzkę biura. No prawie ostateczną. Po pracy na spining gdzie po drodze spotkałem Pixona i jego super piszczący rower :) Pixon jechał poćwiczyć na siłowni ja pokręcić. Fajnie jest z kimś pogadać po treningu w saunie o rowerach. To był dobry treningowy dzień.
GT FOREVER
Rower to dla mnie sposób na życie. Jeżdżę bo lubię ! Kocham to !
Życie jest jak jazda na rowerze. Żeby utrzymać równowagę musisz się poruszać naprzód
- Albert Einstein
bike lover, minimalist, vegetarian