Plan jak zawsze na sobotę. RESET rowerowy. Budzę się rano i dupa... wieje masakrycznie, sporadycznie pada. Niebo zachmurzone max. Ocho! Nici z resetu. Wkurzony walczę ze sobą. Przegrywam ale i wygrywam ;) Zasiadam do projektu, który ma się ku końcowi. Nadrabiam co nieco. I tak około 15 zbieram się na basen z planem aby po basenie przejechać się na rowerku stacjonarnym. Patrzę jeszcze na FB czy czasem ktoś się nie rusza na rower. Jadzia z RS wyrusza na punkt widokowy. Odmawiam. Po chwili jednak już spakowany na basen stwierdzam. NIE! MUSZĘ IŚĆ NA ROWER! I tak też zrobiłem ubrałem się i ruszyłem na kaloryfer gdzie była zbiórka. Pojawiło się 4 osobników w tym Jadzia. Nie zastanawiając się długo ruszyliśmy na pkt widokowy. Huragan, który przez cały dzień nie słabł skutecznie nam zmniejszał średnią. Jakoś dotarliśmy na miejsce. Tam chwila dla fotek. Na górze wiało jeszcze mocniej. Szybka ewakuacja z powrotem do lasu Łagiewnickiego. Tam pokręciliśmy wracając niebieskim szlakiem. Na kaloryferze pożegnaliśmy się z Tomaszem. Ja z kolei przy stawach pożegnałem dalszą ekipę. Rower upieprzony strasznie. Błota w lesie jak i połamanych drzew bardzo dużo. Dobrze, że udało się chociaż trochę pokręcić.
Po czwartkowym basenie i spiningu nogi nie bolały. jechało się nad wyraz dobrze. Po pracy piękna pogoda aż nie chciało się wierzyć, że w sobotę ma nastąpić co opisane jest w następnej wycieczce. Piękna pogoda zachęciła mnie do powrotu przez Park Mickiewicza. Słoneczko grzało, Pan Rowerski sprzedawał kawkę ale akurat nie miałem na nią ochoty. To tyle...
Z rana na basen. Pięknie się pływa z rana. Nie ma tylu ludzi. 4 serie po 4 żaby i 4 kraule - 36min (chyba) Po pracy na spining. To był trening. Paweł wrócił. Kapitalnie. Znowu był Tour de France. Z pulsometru: 51:06min 167 avg 186 max - wow! 831 cal
trasa turu: http://www.letour.fr/le-tour/2013/us/stage-19.html Dwa największe wzniesienia pierwsze 8min drugie 7min. Na każdej końcówce 30sekund bramka punktowa (wypadło mi z głowy jak to się pro nazywa - dzięki Tomasza - premia to się nazywa :D - miałem na "końcu języka") W każdym razie ciśnie się wtedy ile fabryka dała.
To było tak. Ustawka na kaloryferze. Zjechało się od groma ludzi. Długo czekaliśmy na jakiś ruch. W końcu się ekipa zebrała. Strasznie leniwe tempo, które zaczęło mi przeszkadzać. Mimo, że RSy mają w nogach moc. Jechaliśmy kierunek Rado Zachód i potem na Grotniki itd. Na Rado ktoś mnie woła. Pixon myje samochód i nas przyuważył. Ekipa jedzie dalej ja zostaje. Gadamy jakiś czas. Już ekipy nie dogoniłem w sumie trochę z premedytacją. Nie wczuwałem się za bardzo ale obrałem kierunek jaki mieli jechać. Niestety nikogo na horyzoncie. Dzwonie do Jj, który wrócił z gór czy zdecyduje się wyjść na 2h na pożyczonego Scotta Foila szosę. Umawiamy się przy kapliczkach. Pierwszy raz wsiadam na taką szosę. Rakieta. Szybka decyzja jedziemy testować na trasę do Strykowa. Przy każdej sposobności Jj odstawia mnie na co najmniej 30 metrów nawet nie dostając zadyszki. Rakieta x2. Dojeżdżamy do sklepu korzystam z okazji, że ktoś mi rower popilnuje. Wyruszamy na Strykowską. Prędkość nie schodzi poniżej 35km/h. JJ leciutko sobie kręci pewnie 45km/h miał przy podjazdach. Ciężka dla mnie gonitwa. Choć przy okazji dobry trening. Rozstajemy się przy Michałówku. Ja ruszam dalej. Kiepską miałem motywację dzisiaj nie wiem czemu. Jakoś ciężko było wejść na właściwe obroty. Na mostku przy Cesrace robię sobie postój na popas. Z krzaków wychodzi jakiś gość na szosie i mówi, że zapuścili strasznie Cesarkę odkąd zmienił się właściciel. Chwila gadki i pojechał. Ja dokończyłem jeść sprawdziłem mapę i ruszyłem na Parowy Janinowskie. Wietrznie się zrobiło. Wjechałem do lasu. Pięknie tam jest. Za każdym razem się zachwycam. Przejeżdżam cały las. Potem obieram kierunek mniej więcej na Moskwę. Trochę mam po drodze "stopów" na mapę. Co mnie irytuje. Jak dojechałem do Moskwy to już górki ;) I tak dojechałem w zasadzie bez większych emocji do domu. Pięknie Polska wieś wyglądała tego dnia. Słoneczna, budząca się z zimowego snu. Kapitalne widoczki. Zaczyna być zielono, kolorowo i pachnąco! To lubię! /// Po powrocie szybki shower i na Rado do mamy z kwiatami. Z wieczora do Ziomów na "pyfko"
GT FOREVER
Rower to dla mnie sposób na życie. Jeżdżę bo lubię ! Kocham to !
Życie jest jak jazda na rowerze. Żeby utrzymać równowagę musisz się poruszać naprzód
- Albert Einstein
bike lover, minimalist, vegetarian