Czas na oko. Zabawa przednia. Sporo ludzi i spory upał. Medal zdobyty :P Jak każdy zresztą...
Super zabawa. Miejsce 78/247 zawodników. Świetna trasa, dużo błota, wody i przeszkód. Mniej biegania. Czołganie się i przepychanie z futbolistami. Drugi raz wystartowałem w imprezie i się nie zawiodłem!
Polecam każdego się trochę ubrudzić!!!
Czas ze stravy jakiś kosmiczny :D Nie było to kręcenie na średnią ale na wypoczynek. Udział wzięli Kuba i Kalin.
Wyruszyłem o 8:30 z działki aby być w Zofiówce o 9. Przyjechałem dziesięć po.
Kalin zadzwonił piętnaście po, że złapał gumę. Zdążyłem kupić pączka w sklepie a on już gumę złapał. Eh. Droga do jego domu prowadzi strasznym szutrem z bardzo ostrymi kamieniami. Dlatego nie popełniłem tego błędu co on i zszedłem z roweru.
Kalin kleił swoją dętkę gdy ja szedłem po tym szutrze. Nie było to łatwe gdyż słońce już mocno dawało się we znaki. Przy okazji "Brąz" pies uciekł i musiałem go gonić. Drugi pies ujadał. Pięknie! Wreszcie Kalinowi udało się skleić dętkę. Nie mieliśmy jednak pompki, która pozwoli dobić do 7-8 barów. Ruszyliśmy z buta do asfaltu. Kalin jechał można powiedzieć na feldze. Za Sereczynem znowu złapał kapcia. Dałem mu swój zapas i prędko ruszyłem do Pabianic zakupić zapasy dętek bo już żadnej nie mieliśmy. Poranek zrobił się dosyć nerwowy. W Kwiatkowicach byliśmy umówieni z Kubą punkt 11:00. A tu już 10:30 a ja sklepu szukam w Pabianicach. Na szczęście znalazłem i zakupiłem co trzeba. Z Kalinem spotkałem się przy KFC na stacji gdzie dobijał swoje oponki niestety tylko do 6 barów. W końcu udało się wyruszyć na szlak. Po drodze dodzwoniłem się do Kuby, żeby na nas poczekał. Dojechaliśmy do Kwiatkowic piętnaście po.
Chwila relaksu:
Piękna pogoda, spoko asfalty i fajne trasy. Dookoła las!
Upał daje popalić. Tempo siada. Wiatr w tym przypadku na szczęście zaczyna lekko wiać. Ochładza przyjemnie.
Do Księży Młynów (?) dojechaliśmy o 14 w pełnym słońcu! Liczymy na bar nad rzeką, który okazuje się być zamknięty (sic). Korzystamy z super zaopatrzonego sklepu w remizie gdzie jest jedna chałka, która okazuję się zarezerwowana dla kogoś innego! Ehhh a mieliśmy na nią ochotę. No to kupujemy zestaw lody, pepsi w puszce, woda, delicje i jakieś herbatniki. Aha no i piwko na ochłodę.
A przy nowej ziemi takie rarytasy:
chillout
Czas na drogę powrotną. I znowu te piachy! Fuuckk! Udaje się nam wydostać z lasu. Sklep nadal stoi "super" zaopatrzony :P Jest nisza startupowcy :P
Postanawiamy dobrze zjeść w Poddębicach. Z myślą tą tempo na trochę wzrasta. Jedziemy na wymiennego co 2-3km. Dobrze się jedzie. Fajny kawałek trasy. Pizzeria sprawdzona przez Kubę okazuje się na prawdę spoko miejscem. Szkoda tylko, że położonym przy głównej trasie Poddębice Uniejów. Ale pizza dużaaaa i pyszna. Mocna kawa stawia na nogi. Czas też na podładowanie telefonów po przez takie fajne urządzenia:
To na prawdę działa!
Z Poddębic ruszamy w kierunku Kwiatkowic. Tam mamy się rozdzielić. Tempo po najedzeniu słabnie ale humory dopisują.
W połowie trasy powrotnej Kalina łapią trochę skurcze i nogi wysiadają - chłopak się nie poddaje i ciągnie do Kwiatkowic. Czeka go tam za to pełen. Zmęczeni ale chyba uradowani chociaż tego na zdjęciu nie widać :P
czas na głupie focenie selfie
a rowery nic nie mówią...
Rozstajemy się z Kalinem i ruszamy na Rado. Dobre tempo narzucam na głównej trasie. Kuba dzielnie się trzyma. Mimo godziny 19:30 upał nie zły. Dotarliśmy lekko po 20 do domu. Wycieczka zakończona wspólnym zimnym piwkiem na ukojenie pragnienia. To był dobry rowerowy dzień!
GT FOREVER
Rower to dla mnie sposób na życie. Jeżdżę bo lubię ! Kocham to !
Życie jest jak jazda na rowerze. Żeby utrzymać równowagę musisz się poruszać naprzód
- Albert Einstein
bike lover, minimalist, vegetarian