Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2013

Dystans całkowity:665.32 km (w terenie 148.00 km; 22.24%)
Czas w ruchu:34:47
Średnia prędkość:19.13 km/h
Maksymalna prędkość:53.27 km/h
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:24.64 km i 1h 17m
Więcej statystyk

Beskid Śląski - Szczyrk dzień #3

Sobota, 13 lipca 2013 · Komentarze(0)
Kategoria Wyprawy
Jeszcze wieczorem poprzedniego dnia wierzyliśmy, że pogoda się poprawi i będzie można w końcu poszaleć. W nocy budziłem się świadomie i sprawdzałem czy nie pada. Przyszedł dzień, budzik zadzwonił pkt 7:00. Przywitała nas “piękna” pogoda w postaci ulewy i nieba ciemnoszarego. Pięknie. Zniesmaczeni byczymy się trochę w łóżkach. No cóż chyba nici z wyprawy. Jemy śniadanie w miarę jedzenie morale nam się poprawiają. Stwierdzamy, że się nie poddamy i musimy dziś pojeździć. Pakujemy się. Postanawiamy, że dziś już wrócimy do domu ale dopiero po rowerowym dniu. Oddajemy kwaterkę. Samochód załadowany. Ruszamy do Wisły aby zrealizować plan z poprzedniego dnia. Musimy wjechać na Czantorię! Dojeżdżamy do Wisły, parkujemy tam gdzie wczoraj. Przestaje padać. Wychodzi bardzo lekko słońce. Na prawdę robi się pogoda, która umożliwi jazdę. Przebrani i gotowi do drogi kierujemy się czerownym szlakiem do Ustronia. Szlak ten jest dobrze oznaczony i przyjemnie się nim jedzie. Prowadzi wzdłuż Wisły oraz koło głównej drogi. Jest pełny niespodzianek w postaci mostów wiszących, grodzi oraz pięknych widoków. Podczas jazdy trochę kropi ale nie jest to uciążliwy deszcz. Wjeżdżamy do Ustronia ścieżką rowerową. Skręcamy w szlak pomarańczowy lub jak kto woli żółty (mapa inaczej szlak inaczej), który za chwilę łączy się z zielonym szlakiem rowerowym, który prowadzi aż na Czantorię Małą (866 m n.p.m). Podjazd jest najpierw asfaltowy. Gdy asfalt się kończy człowiek już jest cały mokry. Jestem ciekaw jakie przewyższenia zrobiliśmy. Następnie wkraczamy w teren, który raz po raz karze nam zsiadać z rowerów i je pchać lub nieść na plecach. Jak kto woli. Im wyżej tym bardziej w las , który powoli staje się mroczny. Robi to na nas wrażenie. Widoki również dają nam dużo radości. Ustroń robi się bardzo malutki a rozsiane hotele na wzgórzu po drugiej stronie Ustronia wyglądają jak miniaturowe domeczki. W lekki deszczu dojeżdżamy do Chaty na Czantoryji (Czeskie Schronisko) gdzie nie można jeść własnego prowiantu. Wcześniej mijaliśmy uroczą polską chatkę pasterza, który uraczył nas góralskimi piosenkami lecącymi z głośnika. Mimo jego narzekania na brak klienteli można spokojnie zjeść swój prowiant. Spoceni i lekko przemoczeni odczuwamy zimno. Zaczyna lekko wiać co potęguje nasze poczucie ów zimna. Trzeba nam podjazdu to zaraz się zrobi cieplej! Kierunek Czantoria (995 m n.p.m). W zasadzie minęło 5min i już na niej jesteśmy. Udało się. Nadal zimno, szybka fotka i czas jechać. Jj obiera ambitny plan przejazdu czerwonym szlakiem aż do Istebnej. Mam mieszane uczucia ale co tam trzeba się nacieszyć górami. Ruszamy. Zjazd bardzo bardzo ciężki. Kamienie b. duże. No ale my wytrawni w bojach dajemy radę ;). Mijamy turystów, który się lekko dziwią, że jesteśmy na rowerach. Jeden zagaduje Jj. Pyta dokąd się kierujemy. Gdy słyszy, że do Istebnej to pyta czy to jeszcze dzisiaj zamierzamy zrobić. Na rowerze trochę szybciej się zwiedza góry. Zdecydowanie tak. Nadrabia się na zjazdach. Zaczyna lekko kropić. Dojeżdżamy do Przełęczy Beskidzkiej i dalej wjeżdżamy na Soszów Mały (764 m n.p.m). Patrzymy na szczyt Czantorii. Już jest tak daleko a w zasadzie przed chwilą na nim byliśmy. To jest niesamowite. Trasa jest tutaj ciut lżejsza. Można jechać. Nie ma brania roweru na plecy. Podjazdy są i owszem ciężkie ale na rowerze a nie na nogach. Wbijamy się na Stożek Mały (843 m n.p.m) a następnie docieramy do Stożka Wielkiego (843 m n.p.m) niestety na nogach. Stromo tutaj i ciężko. Robimy kolejną przerwę na popas. Tutaj pierwszy raz spotykamy innych rowerzystów oraz downhillowców. Mają tutaj swój tor zjazdowy oraz wyciąg. Szacun za odwagę. Tor stromy. Faktem jest chłopaki mają do tego odpowiednie rowery oraz “fullfejsy” ochraniacze itp. Profeska. Szybkie siema siema i kierujemy się dalej. Mamy plan przejechać do Szlaku Pamięci Jerzego Kukuczki. Plan realizujemy przez dwa szczyty Kyrkawice (973 m n.p.m) oraz Kiczory (990 m n.p.m). Obieramy szlak zielony. Zjazd z Kiczor niestety robi się ciężki. Mnóstwo śliskich korzeni i kamieni. Radocha się robi dopiero gdy gubimy zielony szlak i wjeżdżamy na asfalt :D Mimo chwilowego zabłądzenia trafiamy praktycznie prosto na Izbę Pamięci J. Kukuczki. Fota i jazda. Chwilę się jeszcze nacieszyliśmy szybkimi zjazdami. Zaczęły się mega pionowe podjazdy co ja gadam mordercze podjazy! Kukuczka chce nas wykończyć! Jego szlak jest dla prosów :P. Nie wiem jak ludzie mieszkają na codzień przy takich stromiznach. Faktem jest, że są z dala od cywilizacji gdzie mogą się wyciszyć i zrelaksować. Bardzo mi to miejsce przypadło go gustu. Chciałbym tak wyjechać i się tutaj schować na tydzień z książką w ręku i widokami na góry. Piękna rzecz! Czas nas trochę goni w końcu chcemy jeszcze dziś jechać do Łodzi. Patrząc na podjazdy to stwierdzam, że na 19 będziemy. Jest godzina 15:30. Okoliczni mieszkańcy w zasadzie panowie raczą nas dobrą i złą wiadomością. Zacznę od złej jeszcze 4km podjazdu a dobra to potem już z górki do samej Wisły. I to w zasadzie się spełnia. Dojeżdżamy do Kubalonki i dalej to już tylko banan na twarzy. Prawie 60 km/h z lekkim wspomaganiem pedałując. Hah to jest to. Mija 15min i jesteśmy w Wiśle. Godzina 17. Jest udało się pojeździć! Pogoda można powiedzieć dopisała. Nie lało. Czasem pokropiło. Nie było tragedii. Extra. Przebraliśmy się i poszliśmy na obiad. Dobre domowe jedzenie. Potem jeszcze zakup wiślańskich kołaczy - polecam to przepyszne ciasto. Jeszcze chwila zastanowienia się wracać do domu czy jeszcze brać kwaterę. Stwierdzmay jednak, że czas wracać do domu. Nie wiadomo jak z pogodą będzie, poza tym koszta trzeba trochę ciąć. Pakujemy się do samochodu, pan od parkingu tym razem był na posterunku i 20zł zabrał. Podczas drogi już planowaliśmy kolejne wyprawy!
Beskid Ślaśki jest piękny. Nie zwiedziliśmy go całego. Trudno to zrobić w praktycznie 2 dni. Jest wymagający. Często nie dla roweru. Niestety. Chyba, że podjeżdżasz wyciągiem i zjeżdżasz na DH rowerze. Nie są to Izery gdzie są świetne trasy typowo rowerowe. Szlaki są średnio oznaczone. Mimo tych niedogodności to co odda Beskid Śląski pozostanie w pamięci. Te widoki to otaczające Cię piękno, które warte jest trudu wspinaczki. Popatrzcie na panoramy, które Jj zrobił. Czyż nie jest to wspaniały widok? Pewnie tam wrócę i to nie raz. Kolejne polskie góry pokochałem :)

Link do prezentacji panoram:
PANORAMY!!













































Beskid Śląski - Szczyrk dzień #2

Piątek, 12 lipca 2013 · Komentarze(0)
Kategoria Wyprawy
Po intensywnym poprzednim dniu spałem bardzo mocno. Budzik zadzwonił jak oszalały. Pierwsze co słyszę oprócz budzika to siąpiący deszcz za oknem. F...K!
Ściana deszczu. Niebo całe zaciągnięte. Zero nadziei na dobrą pogodę. W niezbyt dobrych humorach (patrz pierwsze zdjęcie ;)) jemy śniadanie i zastanawiamy się co tu zrobić. Postanawiamy jechać do Wisły samochodem z rowerami. Jeśli pogoda dopisze to pojeździmy jak nie to chociaż pozwiedzamy z “buta” Wisłę.
Podróż upłynęła dosyć szybko, we mgle, która robiła darkowy klimat. Deszczyk też intensywnie padał. W Wiśle poszukaliśmy parkingu. Niestety wszędzie chcieli 3zł za godzinę. Masakra. Parkujemy na pierwszym parkingu za rondem od strony wschodniej. Piszę dla potomnych ponieważ udało się nie zapłacić za niego. Nikt go nie pilnował jak wyjeżdżaliśmy. Zresztą Jj mówił, że to nie pierwszy raz tutaj.

Pogoda się zmienia, już nie leje a pada. Zakładamy poncza i idziemy zwiedzać. Najpierw Adam Małysz w czekoladzie. Potem muszla koncertowa. Następnie udajemy się do Oazy A.Małysza gdzie oglądamy jego wszystkie puchary, medale olimpijskie oraz kryształowe kule. Robi to na nas ogromne wrażenie. Nie można jednak ich fotografować.
To chyba tyle ze zwiedzania. Nie mieliśmy ochoty na żadne muzea itp. Chyba w Wiśle nie ma tego dużo. Skocznie im. Adama Małysza mieliśmy zwiedzać jednak tylko patrzyliśmy na nią z samochodu.
Przestaje padać. Łamiemy się i przebieramy w rowerowe ciuchy. Okazuje się, że nie wzięliśmy kasków ani rękawiczek. sic! Decydujemy się jednak na wyjazd. Nakręcamy się żeby jechać w końcu to tylko deszcz. Ruszamy po 5min jazdy zaczyna lać wręcz ściana deszczu! Zakładamy poncza jedziemy jeszcze chwile żeby jednak zawrócić. Nie miało to najmniejszego sensu. W jazd na Czantorie to byłaby rzeźnia przy takiej pogodzie. Przy powrocie robi się co raz zimniej. Wracamy przemoczeni. Przebieramy się w suche ciuchy i ruszamy na obiad do Bielsko Białej. Plan jest żeby zwiedzić chociaż starówkę. Tak też robimy. Jemy smaczny obiad w mlecznym barze a następnie kawa w Oskar Caffe. Wychodzi słońce! Extra! Postanawiamy czym prędzej wrócić do Szczyrku co by pojeździć. (rowery zostawiliśmy w Szczyrku jadąc do BB). Niestety są godziny szczytu i korki. Remonty też dają znać o sobie. Trochę kluczymy. Udaje nam się jednak dojechać na kwaterę. Przebieranko i w drogę! Nareszcie jazda. Wbijamy się w zielony szlak przez Biłą. Kierunek Przełęcz Karkoszczanka a potem w górę koło Klimczoka (zielony szlak). W połowie drogi robi się na maxa ciemno. Słyszymy pierwszy grzmot… f…k! Czekamy chwile żeby się upewnić że idzie burza. Bam drugi po 2min. Nie zastanawiamy się tylko robimy w tył zwrot i jazda w dół. Burza w górach to nie przedszkole. Po chwili również zaczyna lać! Urwanie chmury. Teren kamienisty, błoto wszędzie, jest bardzo ślisko. Trzeba uważać. Po 5 min jesteśmy cali przemoczeni i umorusani w błocie. Robi się znowu zimno i jak najszybciej chcemy się dostać do domu. Docieramy na kwaterę i mamy dość. No cóż próbowaliśmy przy tej pogodzie. Mieliśmy dwie próby i dwie nie udane. 13 km tego dnia zrobiliśmy :P. To i tak dużo nawet nie wiem jak to się stało, że tyle wyszło. Patrząc na wczorajszy dzień gdzie wyszło tylko 33km ale za to w jakim terenie. Często gęsto rower na plecy i w górę! Zakończenie dnia pysznym piwkiem i kolacją :D











Beskid Śląski - Szczyrk dzień #1

Czwartek, 11 lipca 2013 · Komentarze(0)
Kategoria Wyprawy
Działeczka, grill i piwko. Lapek na kolanach. Jeszcze nie ochłonąłem po wyjeździe a już piszę relację z naszej co rocznej wyprawy. Obok mnie leży mapa Beskidu Śląskiego. Taki obraliśmy kierunek. Szczyrk - miasto Down Hillu oraz zimą miasto, do którego Jj jeździ na deskę. Termin przypadł na 11-14 i jako jedyny, który mogliśmy wykorzystać. Nie było co sprawdzać prognozy pogody musieliśmy jechać i już. Ale o pogodzie później. Szybkie zapakowanie naszej fury Kangura i w drogę. Wyruszyliśmy o 6 rano. Szybko docieramy do OftenHajden gdzie rozglądamy się za rekordowym papieżem. Dalej w Tychach stoimy w korku. Bez dalszych przeszkód naszym oczom ukazał się Szczyrk (godzina około 11 z minutami). Zatrzymaliśmy się u Pani Irenki gadka szmatka czas goni trzeba ruszać na rowerzycho!! Jeszcze chwila na sprawdzenie mapy oraz szlaków do przejechania. Wcześniej mniej więcej mieliśmy je opracowane. Dzisiejszy dzień to kierunek Skrzyczne, najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego 1257 m n.p.m.. Wjeżdża się na niego rowerowym szlakiem niebieskim. Niestety nie jest on w cale oznaczony i kluczymy żeby go znaleźć. Przy okazji oglądamy nie złe stare furki. W Szczyrku odbywał się Rajd starych samochodów. W końcu odnajdujemy niebieski rowerowy i wjeżdżamy. Ha! Trudno to nazwać podjazdem to jest raczej pionowa ściana najpierw asfaltowa (5 min. i jestem cały mokry) a potem pełna kamieni i błota stromizna. Dzień przed naszym przyjazdem padało. No cóż trzeba pchać. Damy radę. Zaczyna słońce wychodzić. Dochodzimy do pieszego zielonego szlaku, który prowadzi nas prosto na szczyt. Na zmianę pchamy lub podjeżdżamy na rowerach. Widoki, które zapierają dech w piersiach rekompensują nam nasz trudy wycieczki. Przy schronisku robimy sobie przerwę na jedzenie. Towarzyszą nam dwa psy mały kundel, wielki bernardyn oraz krowa milka. Robi się ciut zimno gdyż zaczyna wiać a my mocno upoceni. Ruszamy dalej zielonym szlakiem na Małe Skrzyczne(1211m n.p.m), Kopa Skrzyczeńska (1191 m n.p.m) Malinowska Skała (1252m n.p.m) - ten odcienk był niesamowity. Szybki mniej więcej szutrowy no i te widoki. Co trochę się zatrzymywaliśmy żeby je zapamiętać no i oczywiście zrobić zdjęcie. Na Malinowskiej Skale chwila dla mapy i dalej jazda. Tym razem bardzo wymagający kamienisty zjazd. Trzeba było bardzo uważać o glebę bardzo łatwo. Wspinamy się potem na Malinów (1115 m n.p.m) tutaj przy podejściu opowiadam kawał Jjowi i mamy total zgrzewę. Kto chce poznać kawał proszę na prv ;) Z Malinowej dajemy chciałbym napisać susa w dół ale takie kamory, że tylko dobry DH rower tutaj dałby radę. Próbujemy swoich sił aż ludzie się dziwią jak to robimy, że tu zjeżdżamy. Docieramy do Przełęczy Salmopolskiej. Czas coś zjeść! Akurat obok dawali dobry Żurek, który dał nam energii na dalszą jazdę. Oj pyszny był ten żur polecam! Szybki look na zegarek chyba była godzina 15. Damy radę przejechać cały czerwony szlak. Mapka chwila dla niej lecimy i mamy plan. Zaliczymy jeszcze Klimczok (1117 m n.p.m)! Czerwony nadal jest naszym przewodnikiem. Biały Krzyż 940 m n.p.m. już jest nasz. Po zachodniej stronie Szczyrku teren jest zdecydowanie bardziej rowerowy, mniej kamienisty. Fajnie się jedzie. Wreszcie można poszaleć i trochę pojeździć. Wcześniej nie mogliśmy się tak pobawić. Teren był bardzo wymagający. Wracając do szlaku jesteśmy już na Hyrcej (829 m n.p.m) - ah te widoki. Nie będę ich opisywał obejrzyjcie zdjęcia! Tak sobie jedziemy i gubimy czerwony szlak. Jak już wcześniej pisałem szlaki nie są za dobrze oznaczone - to nie Izery. W pewnym momencie czerwony się urywa. Zastanawiamy się jak dalej jechać. Nagle jakiś głos się odzywa " Na Karkoszczanke to dalej prosto dojedziecie". Ktoś zbierał borówki obok. Dzięki i jedziemy dalej. Niestety dalej nadal brak oznaczenia. Jakaś para z psem pyta nas jak dojść do Szczyrku bo idą od Chaty Wuja Toma i się trochę zgubilim. Oo a my chcemy właśnie do Chaty. Pokazaliśmy im na mapie jak mają iść. Odważnie tak bez mapy w góry. Ruszamy do CWT i tak się fajnie zjeżdża kozacko, że Jj się zatrzymuje i stwierdza kurde coś jest nie tak. Oznaczenia nadal nie ma a my non stop w dół. Żeby nie było że my zaraz Szczyrk zobaczymy. I tak chwile się wracamy i mijamy inną parę, która też szuka czerwonego szlaku. Pyta się jak dojść do Brennej. Troszkę mają daleko z buta. Mówią nam, że na dole jest CWT i tak też z powrotem jedziemy naszym fajnym zjazdem. To jest to! W końcu widzimy ten bar (CWT), który się znajduje w Przełęczy Karkoszczonka i ruszamy na Klimczok. Tu się niestety nie da podjechać. Trzeba pchać i to sporo! W połowie drogi robimy przerwę na banany i batony. Pogoda jest więc spoko. Gdzieś 3/4 drogi na Klimczok szlak się urywa. W lewo ? W prawo? Czy prosto? Idziemy w lewo. Ale coś mi nie pasuje. Już się trochę wspięliśmy (ah te widoki!!!) postanawiam się wrócić i sprawdzić opcję prosto. Faktycznie źle poszliśmy. Kawałek dalej jest oznaczenie szlaku. Wracam po Jj i rower. Ahh te widoki!!! Masakra. Już ciut zmęczeni w końcu docieramy do Siodła Pod Klimczokiem. Na Klimczok prowadzi bardzo strome podejście na znaku widnieje napis 10min wspinaczki. Na początku mamy sobie darować ale z drugiej strony jesteśmy tak blisko więc czemu już tego nie dokonać. Szczyt już widzimy. Wrzucamy rowery w trawę bo o podjeździe można zapomnieć. Bez rowerów to się wchodzi bardzo szybko. Chwila na szczycie i jazda w dół. Kierujemy się szlakiem niebieskim na Szczyrk. Kamieniście bardzo niebezpiecznie i stromo. Po chwili robi się już bardziej płasko a końcówka to już asfalt i serpentyny. Ahh te prędkości, tarcze piszczą i rozgrzewają się do czerwoności ;) I tak poprawiamy sobie średnią, która wyniosła zaledwie około 8-10 ;). Celebrujemy nasz wyczyn na piwku w pobliskiej knajpie. Piwko 6 sok do niego 2zł no LOL. Mamy z tego zgrzew. Potem to już shower, piwko i dobre burrito wegetariańskie w knajpie. Zasnąłem w 5 sekund. To był dobry górsko-rowerowy dzień. Żyć nie umierać. Pięknie!
































Bikeworken #95

Środa, 10 lipca 2013 · Komentarze(0)
Zamotanie z rowerem przed wyjazdem do Szczyrku. Zmieniłem klocki w hamulcach. Nie mogę sobie poradzić z obcieraniem w przednim hamulcu. Jadę oddać bajka w czasie jazdy wyczuwam bardzo duży luz w lewym pedale. Oddałem bajka do maxxbike z dużym problemem. Nie chcieli przyjąć ze względu na masę roboty. No cóż. Jak zawsze u nich kocioł...