Beskid Śląski - Szczyrk dzień #2
Piątek, 12 lipca 2013
· Komentarze(0)
Kategoria Wyprawy
Po intensywnym poprzednim dniu spałem bardzo mocno. Budzik zadzwonił jak oszalały. Pierwsze co słyszę oprócz budzika to siąpiący deszcz za oknem. F...K!
Ściana deszczu. Niebo całe zaciągnięte. Zero nadziei na dobrą pogodę. W niezbyt dobrych humorach (patrz pierwsze zdjęcie ;)) jemy śniadanie i zastanawiamy się co tu zrobić. Postanawiamy jechać do Wisły samochodem z rowerami. Jeśli pogoda dopisze to pojeździmy jak nie to chociaż pozwiedzamy z “buta” Wisłę.
Podróż upłynęła dosyć szybko, we mgle, która robiła darkowy klimat. Deszczyk też intensywnie padał. W Wiśle poszukaliśmy parkingu. Niestety wszędzie chcieli 3zł za godzinę. Masakra. Parkujemy na pierwszym parkingu za rondem od strony wschodniej. Piszę dla potomnych ponieważ udało się nie zapłacić za niego. Nikt go nie pilnował jak wyjeżdżaliśmy. Zresztą Jj mówił, że to nie pierwszy raz tutaj.
Pogoda się zmienia, już nie leje a pada. Zakładamy poncza i idziemy zwiedzać. Najpierw Adam Małysz w czekoladzie. Potem muszla koncertowa. Następnie udajemy się do Oazy A.Małysza gdzie oglądamy jego wszystkie puchary, medale olimpijskie oraz kryształowe kule. Robi to na nas ogromne wrażenie. Nie można jednak ich fotografować.
To chyba tyle ze zwiedzania. Nie mieliśmy ochoty na żadne muzea itp. Chyba w Wiśle nie ma tego dużo. Skocznie im. Adama Małysza mieliśmy zwiedzać jednak tylko patrzyliśmy na nią z samochodu.
Przestaje padać. Łamiemy się i przebieramy w rowerowe ciuchy. Okazuje się, że nie wzięliśmy kasków ani rękawiczek. sic! Decydujemy się jednak na wyjazd. Nakręcamy się żeby jechać w końcu to tylko deszcz. Ruszamy po 5min jazdy zaczyna lać wręcz ściana deszczu! Zakładamy poncza jedziemy jeszcze chwile żeby jednak zawrócić. Nie miało to najmniejszego sensu. W jazd na Czantorie to byłaby rzeźnia przy takiej pogodzie. Przy powrocie robi się co raz zimniej. Wracamy przemoczeni. Przebieramy się w suche ciuchy i ruszamy na obiad do Bielsko Białej. Plan jest żeby zwiedzić chociaż starówkę. Tak też robimy. Jemy smaczny obiad w mlecznym barze a następnie kawa w Oskar Caffe. Wychodzi słońce! Extra! Postanawiamy czym prędzej wrócić do Szczyrku co by pojeździć. (rowery zostawiliśmy w Szczyrku jadąc do BB). Niestety są godziny szczytu i korki. Remonty też dają znać o sobie. Trochę kluczymy. Udaje nam się jednak dojechać na kwaterę. Przebieranko i w drogę! Nareszcie jazda. Wbijamy się w zielony szlak przez Biłą. Kierunek Przełęcz Karkoszczanka a potem w górę koło Klimczoka (zielony szlak). W połowie drogi robi się na maxa ciemno. Słyszymy pierwszy grzmot… f…k! Czekamy chwile żeby się upewnić że idzie burza. Bam drugi po 2min. Nie zastanawiamy się tylko robimy w tył zwrot i jazda w dół. Burza w górach to nie przedszkole. Po chwili również zaczyna lać! Urwanie chmury. Teren kamienisty, błoto wszędzie, jest bardzo ślisko. Trzeba uważać. Po 5 min jesteśmy cali przemoczeni i umorusani w błocie. Robi się znowu zimno i jak najszybciej chcemy się dostać do domu. Docieramy na kwaterę i mamy dość. No cóż próbowaliśmy przy tej pogodzie. Mieliśmy dwie próby i dwie nie udane. 13 km tego dnia zrobiliśmy :P. To i tak dużo nawet nie wiem jak to się stało, że tyle wyszło. Patrząc na wczorajszy dzień gdzie wyszło tylko 33km ale za to w jakim terenie. Często gęsto rower na plecy i w górę! Zakończenie dnia pysznym piwkiem i kolacją :D
Ściana deszczu. Niebo całe zaciągnięte. Zero nadziei na dobrą pogodę. W niezbyt dobrych humorach (patrz pierwsze zdjęcie ;)) jemy śniadanie i zastanawiamy się co tu zrobić. Postanawiamy jechać do Wisły samochodem z rowerami. Jeśli pogoda dopisze to pojeździmy jak nie to chociaż pozwiedzamy z “buta” Wisłę.
Podróż upłynęła dosyć szybko, we mgle, która robiła darkowy klimat. Deszczyk też intensywnie padał. W Wiśle poszukaliśmy parkingu. Niestety wszędzie chcieli 3zł za godzinę. Masakra. Parkujemy na pierwszym parkingu za rondem od strony wschodniej. Piszę dla potomnych ponieważ udało się nie zapłacić za niego. Nikt go nie pilnował jak wyjeżdżaliśmy. Zresztą Jj mówił, że to nie pierwszy raz tutaj.
Pogoda się zmienia, już nie leje a pada. Zakładamy poncza i idziemy zwiedzać. Najpierw Adam Małysz w czekoladzie. Potem muszla koncertowa. Następnie udajemy się do Oazy A.Małysza gdzie oglądamy jego wszystkie puchary, medale olimpijskie oraz kryształowe kule. Robi to na nas ogromne wrażenie. Nie można jednak ich fotografować.
To chyba tyle ze zwiedzania. Nie mieliśmy ochoty na żadne muzea itp. Chyba w Wiśle nie ma tego dużo. Skocznie im. Adama Małysza mieliśmy zwiedzać jednak tylko patrzyliśmy na nią z samochodu.
Przestaje padać. Łamiemy się i przebieramy w rowerowe ciuchy. Okazuje się, że nie wzięliśmy kasków ani rękawiczek. sic! Decydujemy się jednak na wyjazd. Nakręcamy się żeby jechać w końcu to tylko deszcz. Ruszamy po 5min jazdy zaczyna lać wręcz ściana deszczu! Zakładamy poncza jedziemy jeszcze chwile żeby jednak zawrócić. Nie miało to najmniejszego sensu. W jazd na Czantorie to byłaby rzeźnia przy takiej pogodzie. Przy powrocie robi się co raz zimniej. Wracamy przemoczeni. Przebieramy się w suche ciuchy i ruszamy na obiad do Bielsko Białej. Plan jest żeby zwiedzić chociaż starówkę. Tak też robimy. Jemy smaczny obiad w mlecznym barze a następnie kawa w Oskar Caffe. Wychodzi słońce! Extra! Postanawiamy czym prędzej wrócić do Szczyrku co by pojeździć. (rowery zostawiliśmy w Szczyrku jadąc do BB). Niestety są godziny szczytu i korki. Remonty też dają znać o sobie. Trochę kluczymy. Udaje nam się jednak dojechać na kwaterę. Przebieranko i w drogę! Nareszcie jazda. Wbijamy się w zielony szlak przez Biłą. Kierunek Przełęcz Karkoszczanka a potem w górę koło Klimczoka (zielony szlak). W połowie drogi robi się na maxa ciemno. Słyszymy pierwszy grzmot… f…k! Czekamy chwile żeby się upewnić że idzie burza. Bam drugi po 2min. Nie zastanawiamy się tylko robimy w tył zwrot i jazda w dół. Burza w górach to nie przedszkole. Po chwili również zaczyna lać! Urwanie chmury. Teren kamienisty, błoto wszędzie, jest bardzo ślisko. Trzeba uważać. Po 5 min jesteśmy cali przemoczeni i umorusani w błocie. Robi się znowu zimno i jak najszybciej chcemy się dostać do domu. Docieramy na kwaterę i mamy dość. No cóż próbowaliśmy przy tej pogodzie. Mieliśmy dwie próby i dwie nie udane. 13 km tego dnia zrobiliśmy :P. To i tak dużo nawet nie wiem jak to się stało, że tyle wyszło. Patrząc na wczorajszy dzień gdzie wyszło tylko 33km ale za to w jakim terenie. Często gęsto rower na plecy i w górę! Zakończenie dnia pysznym piwkiem i kolacją :D