Dobre złego początki
Sobota, 21 maja 2016
· Komentarze(0)
Wycieczkę zorganizował Tomasz. Plan był prosty. Spotykamy się na dworcu Łódź Kaliska. Wsiadamy w pociąg do Sieradza. To był nasz punkt wypadowy.
Rano miałem wątpliwości jak się ubrać. Myślałem, że jest zimniej. Więc zabrałem bluzę oraz przeciw deszczówkę (lightpack). Tak na prawdę chciałem sprawdzić jak się spakuję tylko w bluzę i koszulkę. To był test przed Włochami. Wbijać się na Stelvio z plecakiem? Czy to nie faux pas? ;) Po drodze na dworzec i tak spotykałem lepszych agentów - szkoda, że facemasków jeszcze nie założyli.
Jako pierwszy dojechałem na miejsce. Sporo osób tego dnia wybierało się gdzieś na wycieczkę. Pociąg do Sieradza szybko się zapełnił rowerami. Nie pakowałem się do pociągu. Czekałem na chłopaków. Czas odjazdu się zbliżał a nich nie było. Zadzwoniłem do Tomasza. Stwierdził, ze jest za 2min. I w zasadzie prawie mu się to udało gdyby nie to, że chciał przycwaniakować i przejechać przez służbowe tory. Nadjeżdżający pociąg skutecznie mu to wybił z głowy :) Dotarł 7:45 a odjazd był o 7:50. Pixona nadal nie było widać na horyzoncie. Szybki telefon do niego. Okazuje się, że już jest i pyta, który peron. Wpakował się do pociągu 2min przed odjazdem.
Godzinna podróż w ogóle się nie dłużyła. Z Łukaszem dawno się nie widziliśmy. Łukasz z Tomkiem o wiele za długo się nie widzieli. I tak gadaliśmy o wszystkim i o niczym.
Oczywiście padło standardowe twierdzenie:
- Pixon: "chłopaki ale dzisiaj tak lajtowo, żeby przejechać dystans"
- Ja: no tak to będzie moja druga seta w tym roku i pierwsze 200
- Tomasz: no jasne tak 30-40km/h
:D
NO to jazda. Wyszliśmy z pociągu. Szybki sprawdzian jak jechać na Wieluń. Wiedząc co i jak ruszamy. Pierwszy prowadzę ja. 30km/h - utrzymuje tempo. Pobocza brak. Samochody nas wymijają jeden za drugim. Średnia trasa ale innej nie ma. Puszczamy gdzieś przodem tira, żeby się nie męczył. Chwila przerwy na siku.
Zmiana warty. Zaczyna kręcić żelazna łyda Pixon. I tak prędkość wzrosła do 35km/h. Dobrze się kręci. Noga podaje - schowany za kimś mogę tak kręcić. W pewnym momencie robi się jeszcze szybciej. "Panowie gdzie nam się tak spieszy" - krzyczę patrząc na liczniki przy podjeździe 37km/h. 200km w takim tempie to chyba nie da rady!
Chłopaki zwalniają. 33km/h tak możemy kręcić. I tak na zmiany - Pixon (chyba najwięcej z nas w tym dniu pracował) Tomasz i Ja dojeżdżamy na obrzeża Wielunia.
Tomasz wykonuje telefon do właściciela kampera, którym mamy jechać do Włoch. Celem jest przekazanie pewnej kwoty zaliczkowej aby zarezerwować pojazd. Chwila przerwy. Można uzupełnić trochę kalorii.
Okazuje się, że Tomasz nie wypłacił kaski. Lecimy do centrum Wielunia, które okazuje się dosyć ruchliwe. O jest i Biedra. Tam Pixon zaopatruje nas w 1,5L Coli dobre bułki słodke. Zjadamy wszystko dosyć sprawnie. Podczas zakupów z Tomaszem patrzymy co mi tak obciera w przednim kole przy hamowaniu. Niestety nic nie znaleźliśmy. Grr. Wkurza nie to :)
Po posiłku ruszamy z powrotem do miejsc umówionego na przekazanie kaski. Tym razem Tomasz znika a ja z Pixonem próbujemy rozwiązać problem hamulców i pozycji mojej kiery. Trochę kręcenia trochę marudzenia i jakoś poszło. Hamulec jak tarł z przodu tak trze :P
cdn...
.
.
.
.
ciąg dalszy na szybko....
Potem już tylko prosta do Bełchatowa i okolic. Zwiedziliśmy punkt widokowy w najbogatszej gminie Polski.
Chwila na jedzenie pomidorek i bułeczka. Niektórzy preferowali kefir cole i przeterminowane żele energetyczne.
Następnie kierowaliśmy się na podjazd pod Górę Kamieńsk. Niestety pech dopadł tym razem mnie. Pękł mi hak przerzutki. Koniec jazdy. Koniec marzeń o pierwszej dwusetce w tym roku. Nie udało się.... ehh bardzo tego żałowałem. Nawet już mnie nie obchodziło, ze czeka mnie wydatek na hak. Żal i smutek ogarnął mnie, że nie pojadę dalej. Chłopaki zrobili podjazd a ja w tym czasie wykonałem parę telefonów po rescue team.
Po chyba 7 telefonie udało się! Dzięki Piotr Okras.!
Kazałem chłopakom zmywać się ja i tak już dalej nie pojadę. Chłopy pojechali a ja ruszyłem z buta kierunku autostrady. Zrobiłem jakieś 4km z buta bluzgając pod nosem, że nie jadę dalej. I tak skończyła się moja wycieczka. Piotr podjechałem zapakowałem rower i do domu.
Szczęście w nieszczęściu, że stało się to tutaj a nie we Włoszech, które już za tydzień!
Traska od Tomasza https://connect.garmin.com/modern/activity/1177911891