Tum bije się z górą św. Małgorzaty i ból dupy przez Włochy
Sobota, 5 października 2013
· Komentarze(0)
Kierunek Modlno, Gięczno, okolice Piątku by dojechać do góry św. Małgorzaty i zrobić sobie popas. Energetyk plus pyszne ciacho żony Jja. Jak już zjedliśmy ruszyliśmy na Tum.
Dupa mnie boli... Selle Italia siodło nie należy do najbardziej komfortowych. Dupa zaczyna mnie na... po 50km. Nie wiem może to kwestia przyzwyczajenia. Bo rozmiarowo jest ok. Parę razy robimy przerwę by zmienić lekko ustawienie siodła. Jeszcze szukam tego doskonałego ustawienia.
Chwila przerwy na zwiedzanie w Tumie. Kierujemy się na Łęczycę. Przejeżdżamy przez centrum by wjechać w szalejący wiatr. I tak się z przyjemnej wycieczki zaczął hardcore. :/ dupa co raz bardziej bolała... dalej jedziemy na Krzepocinek, Parędzice przez zajefajne osiedle Leźnicy Wielkiej. Powiem szczerze dla mnie to masakra mieszakać w bloku w takiej mieścinie. (bez obrazy dla mieszkających w bloku w małej mieścinie). Gdzieś koło Rożyc Żmijowych jemy Grześki. Dojeżdżamy do Parzęczewa. Trochę już mamy dość. Wiatr nas dobrze wywiał. Sprawdzamy najszybszy kierunek powrotny. Przy okazji zjadamy ostatnie banany. Na mapie fajnie wygląda kierunek przez Grotniki. Fajnie schowamy się przed wiatrem. Mijamy fajną osadę Indiańską. Wjeżdżamy w las. Wszystko fajnie pięknie tylko droga prowadzi pod górkę i cały czas piach. No... k... m... jak nie wiatr to piach i podjazd. Ehh no ale kręcimy. Maszyny zacne trzeba jechać. Gdzieś po drodze grzybiarze robią sobię przerwę na jointa co by lepiej się zbierało. Wyjeżdżamy w Zgierzu gdzie nadal wieje. Przez Borutę dojeżdżamy na Rado. Szybkie rowerowe piwko, powrót do domu na regenerację i jedzenie.
Jeszcze się zastanawiam nad tym siodłem 135g nie w kij dmuchał. Zostawiłem sobie na wszelki wypadek moje poprzednie siodło. W razie gdyby ból dupy nie ustał i komfort wygrał z dodatkowymi 150 gramami ;)
Dupa mnie boli... Selle Italia siodło nie należy do najbardziej komfortowych. Dupa zaczyna mnie na... po 50km. Nie wiem może to kwestia przyzwyczajenia. Bo rozmiarowo jest ok. Parę razy robimy przerwę by zmienić lekko ustawienie siodła. Jeszcze szukam tego doskonałego ustawienia.
Chwila przerwy na zwiedzanie w Tumie. Kierujemy się na Łęczycę. Przejeżdżamy przez centrum by wjechać w szalejący wiatr. I tak się z przyjemnej wycieczki zaczął hardcore. :/ dupa co raz bardziej bolała... dalej jedziemy na Krzepocinek, Parędzice przez zajefajne osiedle Leźnicy Wielkiej. Powiem szczerze dla mnie to masakra mieszakać w bloku w takiej mieścinie. (bez obrazy dla mieszkających w bloku w małej mieścinie). Gdzieś koło Rożyc Żmijowych jemy Grześki. Dojeżdżamy do Parzęczewa. Trochę już mamy dość. Wiatr nas dobrze wywiał. Sprawdzamy najszybszy kierunek powrotny. Przy okazji zjadamy ostatnie banany. Na mapie fajnie wygląda kierunek przez Grotniki. Fajnie schowamy się przed wiatrem. Mijamy fajną osadę Indiańską. Wjeżdżamy w las. Wszystko fajnie pięknie tylko droga prowadzi pod górkę i cały czas piach. No... k... m... jak nie wiatr to piach i podjazd. Ehh no ale kręcimy. Maszyny zacne trzeba jechać. Gdzieś po drodze grzybiarze robią sobię przerwę na jointa co by lepiej się zbierało. Wyjeżdżamy w Zgierzu gdzie nadal wieje. Przez Borutę dojeżdżamy na Rado. Szybkie rowerowe piwko, powrót do domu na regenerację i jedzenie.
Jeszcze się zastanawiam nad tym siodłem 135g nie w kij dmuchał. Zostawiłem sobie na wszelki wypadek moje poprzednie siodło. W razie gdyby ból dupy nie ustał i komfort wygrał z dodatkowymi 150 gramami ;)