Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2014

Dystans całkowity:696.29 km (w terenie 161.50 km; 23.19%)
Czas w ruchu:33:46
Średnia prędkość:20.62 km/h
Maksymalna prędkość:64.01 km/h
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:29.01 km i 1h 24m
Więcej statystyk

Kupić rower to pikuś zbudować go to już sztuka.

Niedziela, 22 czerwca 2014 · Komentarze(2)
Tak na lajcie dla przyjemności samej jazdy na rowerze. 

Polecam lekturę: Robert Penn "Przepis na rower" Ciekawy opis historii roweru. Autor opowiada ją na podstawie budowy swojego wymarzonego roweru od podstaw w najlepszych manufakturach świata.

mtbcup.medicycling.eu

Sobota, 21 czerwca 2014 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Kolejna edycja MtbCup 2014 - tym razem to już Mistrzostwa Świata Lekarzy. Jak co roku impreza odbywa się na Malince koło Zgierza. To 8,5km od mojego domu. Start zaplanowany był na 13. Wyruszam by być godzinę przed czasem. Na miejscu okazuje się, że start (tradycyjnie) opóźni się o godzinę. No trudno. Więcej czasu na odpoczynek, objazd trasy i rozmowy z rowerową Bracią . Spotykam Pixona, któremu proponuję ów objazd. Lecimy. Trasa zacna, trudna i techniczna. Prawdziwe XC.  Uwielbiam tą trasę. Myślę, że jeszcze nie raz ją przejadę. (szkoda tylko, że rozmontują dropa). Na skoczni niestety nie radzę sobie z początkiem zjazdu i zahaczam korbą o betonowy blok. Jeden ząbek ciut pod szlifowałem ;) Dalej już trasę przejeżdżam bez większych problemów. Po przejeździe miałem czas na odpoczynek i mały obiad przed startem.
Około 13:00 przyjeżdża moja rodzinka z czego bardzo się ucieszyłem. Chciałem żeby dwie piękne dziewczyny  zobaczyła wyścigi. Najmłodsza z nich wykazuje duże zainteresowanie rowerami. Może złapie bakcyla? Fajnie by było!

Kolejna niespodzianka tego dnia przyjeżdża na swojej szosie SmartA. Co jest bardzo miłym zaskoczeniem! Będzie kibicował! 

Po jedzeniu 30 min przed startem zaczynam małą rozgrzewkę. Razem z kolegą Norbertem wolnym tempem kręcimy  wzdłuż stawów to w jedną to w drugą stronę. Wolno coś ten czas leciał, już nie mogłem się doczekać startu. Dłużyło się i dłużyło. Ale wreszcie nadszedł ten moment. Star ostry. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałem. Nie będę opisywał szczegółów ale jak dla mnie było to niepotrzebne. Nie było aż tak dużo uczestników co rok lub 2 lata temu. No ale zawsze to jakaś nowość. 
Ruszyliśmy. Nauczony doświadczeniem "nie zapalałem się" by cisnąć od razu. Spokojnie, swoim tempem jechałem. Niestety przy pierwszym podjeździe zostałem przyblokowany i musiałem zejść z roweru. Potem nadrabiałem. Cały czas w głowie siedziały dwa chochliki: no ciśnij dajesz masz siłę, drugi na to spokojnie to 5 okrążeń pamiętasz co było rok temu? Słuchałem tego drugiego. Uczepiłem się gościa z przodu i tak razem jechaliśmy. Straszny zamulacz na zjazdach. 29 cali a jedzie jak pipa. Zero techniki. Zero skrętności i gibkości. Nie wytrzymałem i go wyprzedziłem. Kolejny 29 przede mną. Ehh. Po dropie kapitalny zjazd między drzewami. Znowu marudzenie gościa. Masakra. Dalej na trasie się go trzymam. Kolejny techniczny zjazd przy siatce. Gość krzyczy "k.. co za trasa" ja mu odpowiadam zajebista trasa depczesz! Nic to niestety nie dało. Na prostej wyprzedziłem go. Powoli robiło się koło mnie pusto i powoli rozkręcałem się. Na starcie/mecie kibice dodawali sił i mocy w nogach. Bardzo fajne uczucie jak ktoś dopinguje właśnie ciebie! 2 i 3 okrążenie to jazda na pół samotnie na pół z kolarzami. Jeden gość jechał na singlu - za co szacun. Jechał na prawdę spoko miał tylko problemy przy podjazdach. Ale nie przeszkadzało mu to jakoś mocno. Zeskakiwał z roweru i parł do przodu. W zasadzie miał takie samo tempo jak ja przy podjazdach. W końcu go wyprzedziłem. Na 3 okrążeniu niestety dostałem dubla. Gość, który jechał przede mną przejął się tym i odpuściłem. Powiedziałem sobie o nie! Jadę dalej. Jeszcze powyprzedzam w takim razie jak zostało mi jeszcze jedno okrążenie! Dam radę. Przy okazji jeszcze dwóch zawodników mnie zdublowało. Dalej się tym nie przejmowałem i tak jadąc z postanowieniem niepoddawania się jeszcze 2 łebków wyprzedziłem. Jednego przy samej mecie. Wpadłem zmęczony ale szczęśliwy. Nie wiem co by było jakbym miał jechać 5 okrążenie. Nie wiem tego gdyż inaczej rozłożyłem siły myśląc o ostatnim 4 okrążeniu.  Może kiedyś to sprawdzę jak będzie mi dane ;) Nie jestem ścigantem - raczej rozkręcam się później - początki mam zawsze słabsze. Jakby tak mieć swój namiot przed startem gdzie ma się trenażer i robi się porządną rozgrzewkę?

Podsumowując moje doświadczenie w ściganiu jest w zasadzie żadne. Z 4 razy się w życiu ścigałem. Myślę, że to właśnie  kwestia braku doświadczenia i braku wiary we własne siły (może to za mocno powiedziane) jestem na miejscu 26 z 42 a nie np. na 15-20? 

Co do samej organizacji. Zauważam niestety poziom spadkowy imprezy. Pierwsza impreza była mega spontaniczna, ciekawa i jakoś się dużo na niej działo. Z roku na rok przygasa ten entuzjazm ludzi, którzy to organizują. Po rajdzie wszystkie namioty praktycznie były spakowane. Jedzenie też - a uczestnikom należał się jeden darmowy posiłek. A dostali "ochłapy".  A przecież impreza jeszcze trwała.(Dla mnie i tak to jedzenie nie miało znaczenia bo wszystko mięsne ;) ) Poza tym te wyścigi miały miano Mistrzostw Świata - nie czułem tego (trasa mistrzowska o tak!) ale nic więcej. Nie czułem tego prestiżu. Co roku byli bracia Swat (rodzina lekarzy z tradycjami kolarskimi - ciekawe czemu ich nie było?) To podwyższało renomę. Nie wiem może moje oczekiwania były za duże?!

Na plus zasługują nagrody. Trzeba przyznać to jest na najwyższym poziomie. Tombola również - mega nagrody. Szkoda, że w tym roku nie udało się nic wygrać ;) Wszystko z wysokiej półki - przykładowo: pompka rowerowa o wartości 240zł (i to nie tylko jedna ale parę takich rozdano). Oczywiście imprezę oceniam na plus. Przede wszystkim dobra atmosfera na stracie. Bez napinki sama sportowa energia. Znajomi rowerzyści. RS Team na czele. Dużo znajomych rowerzystów - fajna rowerowo-rodzinna atmosfera - ale to tworzą rowerzyści nie organizatorzy. 

Trochę fotek Magdalena Wójcik:



Dobrze się kurzyło :D

Pixon

Seba z RS Team.


Darek



Uj tu się zmęczyłem ;)


Tu już zdecydowanie lepiej :) 

Wyniki: http://www.protimer.pl/bio/export/results_online/64/491

Filmy z przejazdu: 
https://www.youtube.com/watch?v=3zFW06-Ixak&featur...
https://www.youtube.com/watch?v=qjAPmZjU7Ls&list=U...
https://www.youtube.com/watch?v=YWZhQNbrPjY&list=U...
Dzięki Seba!
To był dobry rowerowy dzień :)

Mały trening przed Medicupem.

Czwartek, 19 czerwca 2014 · Komentarze(2)
Skoczyłem na trasę wyścigu XC MediCup http://mtbcup.medicycling.eu/. Troszkę pobłądziłem na początku mimo wgranego tracka gps. Nie mam uchwytu do telefonu i ciągłe go wyjmowanie i chowanie do kieszeni było lekko mówiąc wkurzające. Na szczęście udało się przejechać w całości. Najbardziej obawiałem się jednego elementu. Kładki zbudowanej specjalnie na ten wyścig (patrz zdjęcie). Przejechałem parę razy ten element. Obawy minęły. 

Po przejechaniu całej trasu ruszyłem do Natolina do siostry na obiad. Jechałem przez Smardzew, Klęk, Michałówek, Dobieszków, Janów, Plichtów. 
Jestem dumny z chrześnicy nauczyła się jeździć na rowerze. Miałem przyjemność przejechać się z nią na wycieczkę - bardzo się ciesze. 
Powrót do domu cały czas wiatr w twarz. Ciężko było. Ale z wycieczki jestem zadowolony!



Bike&work #79

Wtorek, 17 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Najpierw do pracy. Powrót przez fryzjera i dom rodzinny. Na chwilę do Jj po klucze rowerowe.

Bike&work #78

Poniedziałek, 16 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Do pracy samochodem. Z pracy na Olechów odebrać samochód teścia - ulica Brodatego Henryka.  Ciut błądziłem. Nie miałem pojęcia, że tak wygląda to osiedle. Zupełnie nie znany mi rejon Łodzi. Fajnie było go zobaczyć. Powrót samochodem.

Świętokrzyskie - jak zawsze w klasie!

Sobota, 14 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Kategoria >50Km, Wyprawy
Plany na ten dzień były zupełnie inne. Jakiś czas przygotowania ukierunkowane były na szosę ponieważ chcieliśmy jechać trasę Łódź - Zakopane. Ze względów na brak powrotu w niedzielę i poniedziałek z Zakopca zrezygnowaliśmy z tego. Przełożony został pomysł na później (był jeszcze pomysł jazdy do Szczyrku ale jednak daliśmy sobie spokój).

Wracając do tego dnia. Pobudka o godzinie 5:30 robi swoje. Nie wyspany ale podekscytowany myślą o jeździe po świętokrzyskim spijam kawkę i ruszam do kangura - naszej fury. Z Jjem byłem umówiony o 6. Jakoś ciut wcześniej się zebrałem więc postanowiłem podjechać po Jja. W połowie drogi spotykamy się. Szybo pakujemy się z małymi problemami - niewyspanie nadal robi swoje. Wreszcie udaje się spakować. Jj przypomina sobie, że nie ma na chacie śpiwora. Ruszamy z powrotem do mnie po jakiś koc. Nareszcie można jechać. Poprzedniego dnia zatankowałem więc nie ma kolejnego postoju.
Na trasie Łódź - Kielce jak zawsze piękne widoki. Mały ruch spowodował, że droga szybko minęła. W Kielcach dzwoni Norbert i pyta gdzie jesteśmy. Jakieś 15min od Daleszyc. Czekają na nas na rynku. Dojeżdżamy do Daleszyc. Okazuje się, że to piękna mieścina. Szybkie rozpakowywanie i przebieranie. Czekamy jeszcze na dwóch chłopaków  z Wawy. Korzystamy z okazji i z Jj idziemy kupić jakieś śniadanie. Przecież śniadanie to podstawowy posiłek dnia! W między czasie chłopaki przyjeżdżają. Paczkuje się żeby mieć siły. Po zapoznaniu się z chłopami ruszamy - czyli ja, Jj, Norbert, Bartosz, Świerszczu i Pszczoła. Wszyscy ubraliśmy się jak na wielką zimnicę. Faktycznie jakoś tak zimno było. Jednak jak tylko ruszyliśmy wiedziałem, że jestem za ciepło ubrany. Kierujemy się na niebieski szlak pieszy. Pierwsze 5km to ciągłe zatrzymywanie się. A to Jjowi licznik padł, a to Świerszczowi przerzutka przednia padła chwilowo a to ja się za ciepło ubrałem i robiłem przebieranko. Tempo nadawał Bartosz, który później się okazało ma łydę i technikę. Wjechaliśmy w teren. Zrobiło się ślisko, błotniście czyli zajebiście. Wbiliśmy się na Wrześnie, Stołową i Włochy. W międzyczasie nastąpiła kolejna przebieranka. W reszcie byłem dobrze ubrany na dzisiejszy dzień - dzień, który pogodą zaskoczył. Całkiem wysoka temp.,  trochę słońca - to wszystko było zaskoczeniem a nie zapowiadało się na takie przyjemności. Oczywiście cieszyliśmy się z tego. 
Wracając do wycieczki. Nie było lekko. Czasami stromizna nie pozwalała podjeżdżać - trzeba było rower brać pod pachę (widoczne na zdjęciach). Widoki rekompensowały nam trudy wycieczki. Jj robił panoramki. Chłopaki nie omieszkali pyknąć parę fot. Teren był kapitalny. Wyposzczony od terenu miałem fun z jazdy. Cieszyłem się jak dziecko. Dawno takiej wymagającej technicznej trasy nie jechałem. Tylko asfalt i asfalt ble... A tu teren - coś pięknego. Kierowaliśmy się na Łagów. Po dotarciu do niego zatrzymaliśmy się na kawkę, niektórzy na lody i inne żarełko. Podobał mi się ten klimat luzu, braku spiny czasowej tylko sama radość z bycia na wycieczce rowerowej. Potrzebowałem tego. Relaksowałem się jednym słowem :) Po kawce nadal jechaliśmy niebieskim szlakiem. Niestety w okolicach Dużej Skały Norbert traci hak przerzutki. Dłuższą przerwę wykorzystujemy na zdjęcia, szukanie części od skuwacza Norberta i popas. Gdy serwis się zakończył ruszyliśmy dalej niebieskim. W pewnym momencie wyjechaliśmy na asfalt w jakiejś wsi. Widzimy samochód państwa młodych. Padł pomysł, żeby zrobić bramkę rowerową. Udaje się. Samochód zatrzymuje się. Wychodzi świadek. Kumaty człowiek wie o co chodzi. Od razu pyta "Czy nas suszy?" Oj suszy suszy! Podchodzi do bagażnika i wyjmuje trzy flaszeczki Krupnika. Zszokował nas. Składamy życzenia młodym co by noc była owocna ;) Patrzymy na mapy co dalej z fantem robić. tj. gdzie jechać. Różne padają opcje. My z Jjem proponujemy jechać do Huty Szklanej by wbić się na czerwony szlak. (najpierw chcieliśmy jechać na pizzawę do Nowej Słupi - pamiętamy ją z naszej wycieczki po Świętokrzyskim - pycha). Po 5min. jazdy Norbert stwierdza, że to nie ma sensu i chce wracać do Daleszyc po samochód i ruszyć na Kielce by znaleźć hak do swojego roweru. Ma to sens gdyż chłopaki chcą zostać na niedziele. I tak ja Jj, Pszczoła i Świerszczu wybieramy wariant Huta Szklana. Norbert i Bartek wracają. Nam udaje się dojechać do Huty Szklanej. Chwila na popas i jazda. Polecam ten szlak. Fajny techniczny, nie zawsze z górki ale za to ciekawy i wymagający. Pamiętam jak pierwszy raz nim jechałem. Chciałem tutaj wrócić - udało się :) Chłopakom też się podobało. Dojeżdżamy prawie do Kakonina. Chłopaki mają dość i chcą wracać. Patrzymy na mapę. Świerszczu i Pszczoła ruszają na Bieliny. My razem z nimi ale dalej oni jadą asfaltem na Napęków a my ruszamy zielonym rowerowym by dalej wbić się w czarny a potem kapitalny żółty szlak rowerowy. To jest kwintesencja rowerowania. Szuter prosty między drzewami szybki,  czasami lekki zakręt. Słoneczko, piękne zapachy leśne. Normalnie bajka! Na początku pędziliśmy ale chwile później mówię do Jja Ziom zwolnij delektuj się chwilą, nie spiesz się, baw się i relaksuj. Ja tego potrzebowałem. I tak zrobiliśmy zwolniliśmy. Kapitalne uczucie. Pod koniec szlaku trochę zabłądziliśmy. Szybko udało nam się  odnaleźć trasę na Daleszyce. Dojechaliśmy 15min później po chłopakach. Skoczyliśmy na pizzawę. Byłem bardzo głodny. Pizza była znakomita - no prawie. Następnie ruszyliśmy do spożywczaka kupić baterię i jedzenie na rano. Nocleg mieliśmy w Ameliówce. Nadal było słonecznie. Piękne widoki w Świętokrzyskim jak zawsze umilają jazdę. Gdzieś w okolicach Krajna Drugiego jest kapitalny widok na Pasmo Klonowskie. Coś pięknego - baja. Dojeżdżamy do Ameliówki. Norbert z Bartkiem już są. Szybka kąpiel i czas na wypicie zdrowia za młodych. Ale to już pozostawię bez opisu...


Ps. Udało się maxa zrobić 64,01 km/h :) 
 





panoramka © Jj
© Jj

© Jj

Bike&work #75

Środa, 11 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Chciałem kupić kask ale nie kupiłem. Kółek do przerzutki też nie kupiłem.
Staigerek się naprawia.